Co Dziadek opowiedział o Chmielnickim, Mój ostatni dzień, jako mieszkaniec Zaklikowa

 

4 marca 2018

 
Kończyły się wakacje 1976 roku. Wyjeżdżałem do Zwierzyńca, do szkoły z internatem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że do Zaklikowa będę przyjeżdżał już tylko jako gość.
Na ”Kopcu”, to taki ośrodek wypoczynkowy w Zaklikowie. Byłem umówiony z Dziadkiem i Panią co super tańczyła. Tą Panią z poprzedniego wpisu. Gdy tam przyszedłem Dziadek już był. Źle, powiedział na przywitanie. Tańców nie będzie. Kupili kolorowy telewizor i patrz co się dzieje. Wszyscy patrzą na telewizor. No tak, to w tamtym czasie rzeczywiście była atrakcja. Telewizor był na dole, znaczy w nowej pięknej drewnianej kawiarni. Był stary bar na górze, była szansa, że tam będą tańce. Postanowiliśmy poczekać.
Dziadek zaczął swą opowieść. Wiem, że mówią ci, że ja pijak jestem. Może – żyję jak chcę i tak powinno być. Źle jest jak ktoś chce cię zmusić do życia tak jak on sobie wymyślił. To zawsze prowadzi do konfliktów. O Chmielnickim miało być, wtrąciłem. No i jest.
Po Unii Lubelskiej (1569 rok) wymyślono, że poszerzy się polsko-litewska federację o Księstwo Ruskie. Miała powstać Rzeczpospolita Trojga Narodów. Ruscy to hołota, pamiętaj. Chłop tam wtedy nic nie znaczył, to była czerń, tak ich określano. Znaczenie dla naszych panów magnatów mieli kozaczy. Żeby nimi rządzić, trzeba było ich poróżnić. Jednych zarejestrowano i ci mieli żołd, a z tych co się nie zarejestrowali chciano zrobić chłopami pańszczyźnianymi. Nie można komuś robić źle, bo ten da w ryj. I tak zrobili kozacy.
Pomógł im Bohdan Chmielnicki, którego wnerwił podstarościc Czapliński. Zagrabił on majątek Chmielnickiego, uwiódł mu żonę i chciał zabić syna. W polskich trybunałach Chmielnicki nie mógł dojść sprawiedliwości, uszedł więc na sicz, a tam byli wnerwieni przez polskich magnatów kozacy. Chmielnicki to był sprytny ataman. Okłamał Kozaków, że działa w imieniu polskiego króla, dogadał się z Tatarami, tam ważny był Tuhaj-bejm, dla którego ważne były łupy i Chmielnicki mu te łupy obiecał. Ustalili, że Tatarzy wezmą ludzi, jasyr znaczy, a Kozacy biżuterię i inne dobro i do boju.
Wojskami polskimi dowodził Mikołaj Potocki. Dowodził – to pijaczyna był. Najgorsze jednak było to, że uważał się za nieomylnego i poniżał Kozaków, którzy służyli u niego. Doprowadziło to do tego, że Kozacy przeszli na stronę Chmielnickiego albo zrezygnowali z walki. Przegrane bitwy Pod Żółtymi Wodami, czy Korsuniem, To wina Potockiego, zlekceważył przeciwnika. Syna tam stracił. Każde powstanie, każda wojna to głupota. Wojna nigdy nic nie rozwiąże, a tylko pogorszy sprawę i zginie mnóstwo niewinnych ludzi. Powstanie Chmielnickiego też się tak skończyło. Skończyło się bo już nie było nic do łupienia. Jednak ludzie pamiętają swoje krzywdy – długo pamiętają.
Na tarasie baru na górze wybuchła awantura. Zdziechowioki biją się z drapciuchami, chodźmy tam powolutku, powiedział Dziadek. Ruszyliśmy w kierunku walczących. Dziadek wyjaśnił, że chłopaki z Zaklikowa i ze Zdziechowic, przyszli tu wypić. Pogodzą się, wódki dla wszystkich wystarczy. Miał rację, gdy dotarliśmy na taras wspólny mianownik, pół litra stało na stoliku, a chłopaki doprowadzali się do ładu. O Pieter ty jeszcze trzeźwy, przywitali Dziadka. To przypadek, odpowiedział Dziadek i walną podana mu szklanę. Znali i mnie, byłem młodszym ratownikiem WOPR i pracowałem na zalewie zaklikowskim.
Wyjaśnili mi, że ich walki to taka tradycja. Bo przecież Zaklików i Zdziechowice to nie Galicja, zawsze się dogadamy. Galicja to były tereny dawnego zaboru austriackiego, granica była za torami w Lipie. Zawsze jak jechałem autobusem do Stalowej Woli, ktoś w tym miejscu żartował, że trzeba paszporty przygotować.
Nagle chłopaki wstali, zaczęli mi coś sugerować. Zrozumiałem, że muszę się obejrzeć. Stała za mną Pani co tak super tańczy. Ta z poprzedniego wpisu. Stała ze starszym panem, takim w wieku mojego Dziadka. To mój dziadek Paweł przedstawiła go, a ja Piotr jestem, przedstawił się mój Dziadek. Reszta też się przywitała, gdy dziadkowie Piotr i Paweł wypili bruderszaft, okazało się, że jeden z chłopaków nie widział jeszcze jak Pani tańczy. Słyszał tylko i bardzo chciał zobaczyć. Przeprosił i powiedział, że na dole zorganizuje tańce, do pomocy wziął kolegę i poszli. Dziadek Paweł walną na drugą nóżkę i zaczął swoją opowieść.
Po wojnie 1947 roku mieszkał w okolicach Zatwarnicy, w Bieszczadach. Był wdowcem, jego Żonę zabili sąsiedzi, bo nie była Polką. Są Łemkami. To były ciężkie czasy, a krew nie woda. Paweł zakochał się w Innej wdowie, Polce. Jej męża z kolei, zabili Ukraińcy z UPA. Jednak akcja Wisła, co nastąpiła jak podobno zabito Świerczewskiego, rozdzieliła ich. Powiedziałem, że generała Karola Świerczewskiego zabito podczas potyczki z UPA. Tak – odpowiedział Paweł. To był pretekst potrzebny do rozpoczęcia Akcji Wisła, wywózki Ukraińców i nas Łemków z tego rejonu. Mnie się zdaje, że Świerczewski martwy został przywieziony na to miejsce. Za dużo się o tym mówi, pisze – to tak wygląda, jakby chciano coś ukryć.
No i odnalazłeś swą dawną miłość, zapytał mój Dziadek. Tak – na cmentarzu, odpowiedział łamiącym głosem Paweł. W jego oczach zobaczyłem łzy. Poczekajcie, coś przyniosę. Wrócił z wielkim koszem małych czerwonych jabłek. Były bardzo słodkie. To jabłka z mojego dawnego sadu, zdziczały. Teraz to środek lasu jest, nikt tam nie mieszka.
Chłopaki co poszli organizować tańce, zasygnalizowali, że wszystko gotowe. Wszyscy czekali na Panią, każdy chciał zobaczyć jak tańczy. Byłem dumny, że mogę być jej partnerem. Przodem pogonił mój Dziadek, pewnie tego rocka „Rock Aroud The Clok” zamówi, powiedziała z uśmiechem Pani. Gdy doszliśmy do drewnianej kawiarni na dole, z głośników rozstawionych na takim placu przed kawiarnią, rozległa się muzyka „Hej, sokoły”. Do tańca ruszył dziadek Paweł z kucharką, Panią porwał mój Dziadek, na parkiecie zrobił się tłum. Tego wieczoru było super. Potańczyliśmy, a raz to nawet tak, że tylko ja i Pani, reszta patrzyła. Na koniec były SOKOŁY, ale już bez tańca, odśpiewane, wszyscy się ściskali i zapewniali, że się jeszcze spotkają.
Żegnając się z Panią powiedziałem, że muzyka jest super, tam gdzie jest śpiew są dobrzy ludzie. W Galicji też przecież tańczą i śpiewają, a tu ich nie ma. Przecież to blisko. Czas leczy rany – zobaczysz, kiedyś zatańczysz z dziewczyna z Galicji, bo chciałbyś tego prawda? Tak – bardzo bym chciał, żeby nie było podziałów. A co Pani by chciała, zapytałem. To co ja bym chciała nie jest możliwe, wiem to, a mimo to chciałabym. Z możliwych rzeczy chciałabym cię spotkać za dziesięć lat. Teraz ty idziesz do pierwszej klasy szkoły średniej, ja idę na pierwszy rok studiów. Mówisz mi na pani, za 10 lat może byś mi mówił po imieniu, może będę wolna – nie, będzie wolna Polska, chciałam powiedzieć. To Polska nie jest wolna, zapytałem. Nie. A jaka Polska będzie jak będzie wolna? Pytasz o granice? To też, pytam kiedy poznam, że Polska jest wolna. Granic to może wcale nie będzie, gospodarka będzie rynkowa, a w telewizji nie będzie się mówiło źle o nieobecnych. Nie mogłem sobie wyobrazić, że można by tak zrobić, żeby bez paszportu jechać gdzie się chce. Co Pani będzie studiować, zapytałem. Filozofię. Po co? Bo chcę zostać politykiem. Chcę zostać politykiem i zlikwidować polityków. Politycy to zło. Nic nie robią tylko podburzają jednych na drugich. A jak już podburzą, to godzą i tak w kółko. No ale ktoś musi rządzić, ktoś musi stanowić prawo, powiedziałem. Prawo ma stanowić prawnik, bo się na tym zna, przedsiębiorstwem ma kierować dyrektor, leczyć ma lekarz, uczyć ma nauczyciel, porządku ma pilnować milicjant. Do czego tu jest potrzebny polityk. A jak ktoś złamie prawo? To ma go osądzić sędzia. Tata mi opowiadał, że jak ktoś ukradł przyczepę desek, to go osądziła egzekutywa i dali mu najwyższy wymiar kary. Co mu zrobili? Z partii wywalili. Pani się roześmiała. Wiesz – umówmy się, że dokończymy tą rozmowę za dziesięć lat. Mieszkam w Zielonej Górze i chyba tam będę mieszkać. Odprowadź mnie do domku, dam ci adres i coś jeszcze. Gdy dostałem adres, przypomniałem, że miało być coś jeszcze. A tak buzi. Pani dała mi buzi i powiedziała, że za dziesięć lat jak się spotkamy, zrobi to inaczej. Wie Pani jak, wie Pani to już dziś. Tak. Skąd? Przez ten ostatni tydzień, wyobrażałam sobie to każdej nocy.
Spotkaliśmy się tak jak było wtedy umówione, opisze spotkanie w następnym wpisie. Dziwne jak wiele z przepowiedni Pani spełniło się. Nikt już nie pamięta o Rzezi Galicyjskiej, ja poślubiłem mieszkankę dawnej Galicji, mieszkańcy Zaklikowa zdecydowali w referendum, że chcą należeć do Podkarpacia, a nie do lubelskiego, weszliśmy do Unii Europejskiej, zniknęły granice. I nagle TRACH !!!
Na dawnej granicy koło Lipy pojawiły się słupy i budki graniczne, na razie jako ciekawostka turystyczna, zlikwidowano Konstytucję i niezależne Sądy. Ze zdumieniem obserwuję, że zmienia się tez historię naszego kraju. O telewizji którą z przyzwyczajenia nazywa się publiczną, nawet szkoda wspominać. Miała rację Pani tancerka, politycy to zło.
Spotkanie po latach, z tancerką. To będzie następny wpis. Chyba najważniejszy dla mnie wpis.

Dodaj komentarz