Spotkanie po latach – z Tancerką

 

6 marca 2018

Tancerka, tak będę nazywał Panią z moich dwóch poprzednich wpisów wpisów. Nie mogę jej zapytać, czy mogę wymienić jej imię. Nie mogę i to jest moja wielka tragedia.
W roku 1986 mijało dziesięć lat od czasu jak pożegnałem tancerkę na Kopcu w Zaklikowie. Mieliśmy się spotkać za 10 lat. Pracowałem wtedy w zakładzie drzewnym w Chorzelowie koło Mielca i zamierzałem się ożenić. Miałem dość uwag Rodziców podczas każdej Wigilii. Poznałem fajną dziewczynę z okolic Sędziszowa Małopolskiego. Jednak zanim coś postanowię, chciałem sprawdzić co porabiają dwie moje młodzieńcze miłości i tancerka. Wiedziałem, że moje miłości, czyli dziewczynka z wpisu o biskupie Pieronku i moja miłość z czasów szkoły średniej, wyszły już za mąż. Ania z czasów szkoły średniej była szczęśliwą małżonką, dziewczynka od „Pieronka” miała jakieś problemy. Chciałem to sprawdzić. Zamierzałem to zrobić w urlop. Urlop – urlopu jeszcze nigdy nie miałem, a pracowałem kilka lat. Dyrektora więc bardzo zdziwił mój wniosek. Stwierdził, że ja robię karty pracy dla ponad stu osób. To dwie linie technologiczne, drewno iglaste, liściaste, pracownicy, wojsko , skazani. Tego nikt nie zrobi. pan nie może iść na urlop. Ale ja się chcę ożenić. No to się pan żeń. Ale dziewczyny nie mam. No to jak chcesz się pan żenić. Musze znaleźć dziewczynę, dlatego urlop mi potrzebny. Dobra, w każdym miesiącu pod koniec, będę dawał panu po kilka dni. Zaczynamy od jutra. Jutro jest wolna sobota. No widzi pan, postaraj się pan szybko coś znaleźć, autobus panu za darmo wynajmę na przewiezienie gości. Raz muszę mieć z tydzień, do Zielonej Góry muszę pojechać. Dobra, to w czerwcu, będzie remont, coś wymyślimy. Ta rozmowa to był piątek 25 kwietnia 1986 rok. Następnego dnia postanowiłem pojechać do Sędziszowa Małopolskiego. Ciągle miałem wątpliwości, czy to ta. Rano wybierając się na pociąg, usłyszałem w radiu, pamiętam, że był to albo pierwszy program, albo trójka – usłyszałem wiadomość, że wybuchła elektrownia atomowa w Czarnobylu. Pamiętam, że to był głos kobiecy. Do stacji kolejowej w Chorzelowie kawał drogi, myślałem o tym co usłyszałem. Byłem w wojsku, wiedziałem jak straszny może być wybuch nuklearny. Zastanawiałem się czy wybuch elektrowni atomowej może być niebezpieczny. Nigdy nas nie uczono jak postępować w takim przypadku. Żeby dojść do stacji PKP, musiałem przejść przez tartak. Wziąłem z portierni klucz od swojego biura i zadzwoniłem do swojej dawnej jednostki wojskowej. Utrzymywałem kontakt, miałem tam znajomych. Zapytałem co odnotowali po wybuchu w Czarnobylu, jakie promieniowanie – promieniowanie, Alfa, Beta czy Gamma. Jasiu dziś sobota, ty jaką flachę se skołuj, a nie będziesz się martwił o świat. To nie był wybuch jądrowy, wybuchła para, a potem wodór, te matoły na jugosłowiańskich podzespołach jadą. Skażenie tam zawsze było i jest. Teraz pewnie będą opowiadać głupoty i ujawnią to . Co ujawnią, zapytałem. No skażenie, które zawsze ukrywali. A duże jest tam to skażenie – chciałem wiedzieć, naprawdę się bałem. Czekaj teraz widzę dane, nasze dane. Jest o,o47 nSv to około 2 % dawki jaką otrzymujesz przez rok. Spalenie paczki papierosów jest bardziej szkodliwe. Uspokoił mnie. Gdy przyjechałem do mojej dziewczyny jej Tata, namiętny słuchacz Wolnej Europy, zaczął mi opowiadać jakieś głupoty, co rząd londyński wymyślał. Zapytałem, czy Wolna Europa mówiła, że wybuchł reaktor w Czarnobylu. Nie, padła odpowiedź. Gdy wyjeżdżałem wieczorem, zapytałem jeszcze raz i znowu nic o Czarnobylu nie mówili. Gdy przyjechałem za tydzień, z miejsca zostałem zaatakowany jako przedstawiciel reżimu (miałem państwową pracę). W Wolnej Europie powiedzieli, że rząd ukrył wybuch w Czarnobylu. To skąd ja wiedziałem, zapytałem. Bo ty komuch jesteś, naród chcesz wytruć. Nazwanie mnie komuchem, zdecydowało. Definitywnie zakończyłem tą znajomość.
Dłuższy urlop dostałem w czerwcu. Miałem wolne od 23 do 27, pojechałem do Zaklikowa. W Zaklikowie, u Rodziców byłem już 21 czerwca to była sobota. Zamierzałem odwiedzić moją koleżankę, tą z wpisu o biskupie Pieronku. Żeby nie iść z pustymi rękami, chciałem coś kupić. No ale nie było co. Wreszcie kupiłem malutkiego kaktusa, miał śliczny czerwony kwiat. Poszedłem na zalew. Ratownik siedzący na kąpielisku, kolega, którego nie widziałem kilka lat prosił, żebym do niego podszedł. Przywitał się i mówi tak. Słuchaj, dziś była u mnie taka super dziewczyna i pytała o ciebie. Rozejrzał się – o siedzi tam, na trawie, koło tego krzaka, w tym czerwonym kostiumie. Wziąłem lornetkę – nie znałem tej osoby, przypominała tancerkę ale wydawała mi się za młoda. Tancerka powinna być starsza. Poszedłem w kierunku mola. Gdy doszedłem do miejsca gdzie dziewczyna siedziała, widziałem ją z góry. Tak – to tancerka. Podszedłem od tyłu i zakryłem jej oczy dłońmi. Nie wystraszyła się, zaczęła gładzić delikatnie moją prawą dłoń. Jasio i nie ma obrączki. Odwróciła się, dalsze przywitanie wyglądało jak walka zapaśnicza. Ludzie na sąsiednim kocu mieli dzieci, zaczęli się składać. Przepraszamy, powiedziała tancerka, teraz już będzie ok. Ty zacznij, powiedziałem.

Przyjechałam na spotkanie ze związkowcami w Stalowej Woli. Mam wysondować, czy zgodzą się przejąć swój zakład pracy i zaakceptują wprowadzenia VAT zamiast podatku obrotowego. Po co podatek, zapytałem. Państwo musi mieć pieniądze na szpitale, szkoły, wojsko, milicję, administrację itp. A jaka jest różnica; VAT i obrotowy dla pracownika. Ogromna, VAT umożliwi kooperację, pracownicy będą mogli wziąć maszyny do domu, postawić w stodole, utworzyć firmę i pracować. Będą robić to samo co teraz, tylko zamiast raportu, będą wystawiać faktury i brać za to pieniądze. A z obrotowym tak  nie można? Nie – podatek obrotowy, który trzeba by zapłacić od każdej faktury wystawionej przez kooperanta, spowodowałby, że cena wyrobu gotowego, byłaby astronomiczna. VAT to podatek od wartości dodanej, wszyscy kooperanci płacą go wspólnie, każdy proporcjonalnie do wysokości wystawionej faktury. No to jest super sprawa, robotnicy się zgodzą. Ja nie robotników mam przekonać, tylko związkowców. E – ich nie dasz rady przekonać. Przecież jak ludzie będą pracować w domu, to w zakładzie głównym będzie tylko montaż i handel. To kilkaset osób. No właśnie. Związków nie będzie. Nie przekonasz ich. Spróbuję, mam spotkanie dziś o dwudziestej, za dwie godziny. Słuchaj, ja teraz pojadę, jak wrócę, zrobię wianek i będę czekać na pomoście. Przyjdź – to mi go wyłowisz. Przyjdź, nie pożałujesz, pamiętasz co obiecałam? Pamiętam, buzi. Tak buzi. Jasiu – masz dziewczynę? Nie. Zanosiło się na kolejne starcie, zapasy znaczy ale dzieci na kocu obok pohamowały tancerkę. Zaczęła się składać. Mieszkam tu, na kolejowym kempingu.

    Kemping dziś. Widać domek Tancerki.

To jesteśmy sąsiadami. Rodzice u których jestem mają dom obok. Wiesz, ja twoich rodziców chcę poznać, nawet bardzo ale jutro. Dziś jest Noc Kupały, a to najkrótsza noc w roku. Nie chcę jej tracić na twoich rodziców jak mam wreszcie ciebie. Chodź pomożesz mi się ubrać. Gdy w domku założyła żakiet i spódnicę, wyglądała super. Mnie jednak coś nie pasowało, wiedziałem z jakimi ludźmi ma się spotkać i co będzie próbować załatwić. Co? Zapytała. Wycieruchy i bawełniana bluzka. Nie mogę, będzie mój szef, minister, Zbigniew Messner. Jasiu ja tam mam ochronę, apartament w hotelu – tu przyjechałam, żeby ciebie spotkać i udało się. Nie mogę cię zabrać, rozumiesz ale uwinę się szybko, czekaj i pobiegła. Wsiadła do białego Poloneza, spod kół poleciały kamyki, a ja zostałem w domku, gdzie było pełno rozwalonych ciuchów tancerki. Zdarzało się, że oglądałem zdjęcia pań w bieliźnie ale takich majtek i biustonoszy, nigdy nie widziałem. Poszedłem do domu, odświeżyłem się, znalazłem swoje najlepsze majtki, wziąłem kaktusa i zaniosłem go na piaskowe góry. Pamiętałem, że było tam miejsce, gdzie rosły paprocie. Były, schowałem kaktusa i poszedłem na Kopiec. Chciałem sobie przypomnieć jak dziesięć lat temu żegnałem tancerkę. Szykowała się tam jakaś impreza, pomogłem nosić gałęzie na ognisko i dołożyłem się do zrzutki na alkohol. Tak na wszelki wypadek. Wracając z Kopca spotkałem znajomych, nawet nie zauważyłem, a zrobiło się ciemno. Widziałem oba pomosty na zalewie, nie było jeszcze mojej tancerki. Gdy byłem koło młyna zobaczyłem ją, była koło mola. Szła w kierunku kąpieliska. Cały czas oglądała się do tyłu, spodziewała się, że przyjdę stamtąd. Gdy doszła do pomostu, usiadła i cały czas patrzyła w kierunku mola. Nagle mnie zobaczyła, zaczęła biec ale zawróciła i zapaliła świeczkę na wianku. Puściła wianek na wodę i dopiero przybiegła. Wianek ślicznie płynął w kierunku wyspy. Na plaży było kilka osób. Pokazywali sobie świecący wianek. Zrobiło się całkiem ciemno. Zdjąłem spodnie i wtedy zrozumiałem, że mam majtki, a nie spodenki kąpielowe. Szybko skoczyłem do wody, dopłynąłem do wianka, wziąłem go w dwie ręce i płynąc na plecach, machając tylko nogami, dopłynąłem do pomostu. Wianek z zapaloną świeczką trzymałem cały czas w obu rękach. Proszę spróbować, to nie jest proste. Nie wychodząc z wody, położyłem wianek na pomoście, tancerki nie było. Zauważyłem tylko jej rzeczy, klapki, bluzkę, spódniczkę, biustonosz i majtki. Wszystko to w nieładzie leżało na pomoście obok wianka. Nagle poczułem, że ktoś dotyka mojej nogi. To tancerka – wynurzyła się z wody. O Jasiu – ty  tekstylny jesteś. Jej ręka utkwiła w moich majtkach. Łatwiej będzie je zdjęć, niż ja miałabym zakładać swoje i jeszcze biustonosz. Moje majtki też wylądowały obok wianka. Słuchaj – kiedyś opowiadałeś, że zdając egzamin na ratownika holowałeś kogoś dwieście metrów. Teraz dałbyś radę? Tak, odpowiedziałem. To zaholuj mnie na wyspę, tam odpoczniemy i popłyniemy z powrotem. Założyłem nogi tancerki na moje biodra, jej dłonie położyłem na moich ramionach i tak uczepioną holowałem płynąc żabką. To jest bardzo proste, pod warunkiem, że holowany umie pływać. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy, nic nie mówiliśmy, oboje myśleliśmy o tym samym. Tyle razy sobie to wyobrażałem, a  teraz to się stanie. Dopłynęliśmy na wyspę – odpoczynek. Nagle zaczęły nas gryźć komary. To komarzyce gryzą, jesteśmy spoceni, powiedziała tancerka i ugryzła mnie w ucho. Lubisz jak ja gryzę, później ugryzę gdzie indziej ale leciutko. Żebym wiedział o czym mówi, złapała za to co zamierzała ugryźć leciutko i pociągnęła mnie do wody. Teraz popłyniemy bez holowania, nie odpocząłeś, a jeszcze trochę nocy zostało. Zostało bardzo wiele nocy i dni, powiedziałem. Dopłynęliśmy do pomostu. Ciągle na plaży byli ludzie, wianek na pomoście, ciągle świecił ale nikt blisko nie podchodził. Ludzie wiedzieli, ze to nasze ciuchy leżą i, że zaraz będziemy je ubierać. Wolałem żeby pierwsza wyszła tancerka, no – idąc naga po pomoście zrobiła wrażenie. Doszedłem i ja. Zaczynam się ubierać. Jasiu – nie można chodzić w mokrych majtkach, to niezdrowo, weź moje, są suche, ja nie muszę mieć majtek, dziś Noc Kupały, ciągle bym musiała je ściągać. Trzymałem w ręce majtki tancerki, zauważyłem, że wzrasta zainteresowanie i moją osobą, u pań obecnych na plaży. Szybko ubrałem majtki tancerki, spodnie, koszulę, klapki – teraz po kwiat paproci pójdziemy, powiedziałem.

Gdyby ktoś wtedy chciał wbić między nas szpilkę, nie dałby rady. Tancerka niosła wianek, koło tamy mijały nas dwie dziewczyny, weźcie ten wianek, mnie już nie będzie potrzebny, powiedziała. Dziewczyny wzięły wianek, a my poszliśmy w kierunku gór piaskowych. Kaktusa co robił za kwiat paproci, odnaleźliśmy szybko, teraz na Kopiec, powspominać. Ruszyliśmy dopiero jak komarzyce zaczęły gryźć. Znowu zwabił je pot z naszych ciał. Na kopcu skakali przez ogień, to tradycja. Skoczyliśmy i poszliśmy pod domek, gdzie dziesięć lat temu

pożegnaliśmy  się. Nagle ktoś przyszedł – myślałem, że już nie skończycie, wino wam przyniosłem. Dał butelkę i poszedł. Wypiliśmy z gwinta po kilka łyków, dobre – dobre bo poić się chce, powiedziała tancerka. Robiło się już widno. Dotarliśmy do jej domku, bałagan był jeszcze większy. Nie było łazienki. Dokończyliśmy wino z gwinta i zasnęliśmy. Słońce było już wysoko, gdy otworzyłem oczy. Pokój  był posprzątany. Ucałowała mnie i mówi tak. Zaproponowała bym ci prysznic ale jest tylko zimna woda i strach tam wchodzić. Nie – pójdę do domu, ogolę się i przyniosę śniadanie. Boję się, że mama wiele nie da, bo wszystko jest na dzisiejszy wieczór, będą goście, dziś są moje urodziny i imieniny. Wiem, dlatego przyjechałem, miałam nadzieję, że cię spotkam i się udało. Lubisz jajka na miękko, zapytałem. Jajka od wczoraj kojarzą mi się z czymś twardym, ale mogę spróbować na miękko. Poszedłem do domu. Mama zapytała gdzie byłem, wianki wyławiałem, odpowiedziałem. Całą noc zapytał Tata. E nie gadaj z nim, co on może o tym wiedzieć, powiedziała Mama z uśmiechem. Poprosiłem, żeby nastawiła wodę, muszę zrobić herbatę i jajka na miękko, a teraz się ogolę. Gdy wyszedłem z łazienki woda się gotowała, posoliłem i włożyłem jajka. Sześć minut i będą super. Zobaczymy, sceptycznie ustosunkowała się do mojej technologii Mama. Zaczęła rozstawiać talerze. Ja na kempingu zjem, spotkałem kogoś. Herbatę wezmę do termosu. Wyjąłem jajka, przelałem zimną wodą i zacząłem wszystko ładować do koszyka. Spotkałeś tą starszą kobietę, tą co wtedy z dziadkiem? Mama była dobrze poinformowana – pewnie przez sąsiadki. Tak – moje tak zabrzmiało tak, że Mama zaproponowała, że mi pomoże z tym śniadaniem. Gdy dotarliśmy do domku Mama wypuściła termos, rozbił się w cholerę. Nie tak wyobrażała sobie starszą kobietę. Przywitały się i Mama mówi, to ja pościeliłam wam na dole, a wy tu w tej szopie jak cyganie. Zabieraj ten swój majdan, przecież nie będziesz tu mieszkać. Dziś mamy gości, chłopów zaraz wyślemy do kościoła, a my sobie pogadamy. Wreszcie będę gościć kogoś, z kim będę mogła pogadać. Te wszystkie ciotki mnie wnerwiają. Mama wtedy robiła to co ja, Była kierownikiem hali przetarcia w tartaku.

Gdy wróciłem z kościoła, moje panie śmiały się jak nastolatki i coś sobie opowiadały. Dostałem polecenie, aby wjechać samochodem tancerki na podwórko. Nie miałem samochodu, dawno nie jeździłem, naprawdę to przeżyłem. Dałem jednak radę. To były najlepsze moje imienny, Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jednak już wkrótce miało się to zmienić.
Tancerka zachorowała na białaczkę. Na początku nie było źle. Ale potem… Pamiętam raz w szpitalu otworzyła oczy, zobaczyła mnie, uśmiechnęła się i mówi. Jasiu, otwórz okno, ten kos tak pięknie śpiewa. Wiesz, ty mi się kojarzysz z kosem, masz takie czarne włosy, moje kiedyś jak jeszcze były, nie były takie czarne, były takie jak, o popatrz, jak ta samiczka kosa. Takie mniej czarne. Pamiętam, będziesz jeszcze miała włosy. Wiesz, kosy to mądre ptaki, wiążą się w stałe pary. Jak byłam we Włoszech, widziałam nasze polskie kosy, jak przylatywały tam na zimę. Włochy to wolny kraj, gospodarka jest rynkowa, dobrobyt. Ludzie żywność wywalają na śmietnik. Kosy tam żyją w miastach, wykorzystują głupotę ludzi. Wiesz, jak będzie wolna Polska, polskie kosy nie będą musiały odlatywać na zimę do Włoch. Ludzie będą wywalać żywność na śmietnik, jak teraz we Włoszech. Gdy byłam w twoim domu, widziałam jak twoja Babcia, pozbierała okruchy chleba ze stołu i zjadła. W wolnej Polsce nikt już tak nie będzie robił. Chciałam takiej Polski, a teraz sama nie wiem. Ja teraz odejdę, znowu będę musiała ciebie zostawić. Może kiedyś znowu się spotkamy, gdzieś tam. Może znowu dam ci buzi. Ucałowałem ją, jej serce zaczęło bić inaczej, przyszedł lekarz, kazał podpiąć jakąś kroplówkę. Teraz ona zaśnie, powiedział, może się i pan przespać, na trzecim piętrze jest dla pana pokój, a tu jest klucz. Obudzi się jutro, około południa. Proszę odpocząć. Gdy wszedłem do pokoju, przywaliłem pięścią w ścianę, myślałem, że odleciał tynk. Ktoś zadzwonił do drzwi. Opieprzy mnie, pomyślałem. BOR, przedstawił się, tu jest dla pana przesyłka, Pani dyrektor (moja tancerka) zostawiła. W torbie był magnetofon kasetowy. Kaseciak miał dobre baterie, włączyłem i usłyszałem „Rock Areoud The Clok”, na kasecie pisało Jaś. To był ten sam kaseciak, co w 1976 roku grał w domku na Kopcu, a my próbowaliśmy nowa figurę. Nie płakałem, ja ryczałem. Borowiec wziął mój dres z walizki, spakował do reklamówki – chodź mówi, zapraszam. Jechaliśmy przez miasto, ja ciągle ryczałem. Dojechaliśmy do jakiejś hali sportowej. Słychać było jak walczą. Przebierz się, nie mam dziś sparing partnera, razem posparujemy, ja nie będę uderzał. Kiedyś już byłem w takiej hali, rozgrzeję się tylko, powiedziałem. Kończyłem rozgrzewkę, wolny był ogromny worek treningowy. Kopnąłem maj geri, poprawiłem mawasi geri, potem cuki i znowu geri, teraz ura na dżodan. Te na dżodan nie wchodziły dobrze ale na ciudan wchodziły tak, że worek odchylił się o 45 stopi. Tego mi było trzeba. Przestałem uderzać, worek się zakołysał, gdy szedł w moją stronę uderzyłem cuki z ki – jaj!!! Pod ściana drzemał wilczur, gdy usłyszał mój okrzyk zwiał. Poszedłem w kąt, usiadłem ze zan, uspokoiłem się. Nie chcę z tobą sparować, chodź, odwiozę cię do szpitala. Już nie ryczałem, powiedziałem, że to moja wina. Nie powiedziałem jej o wybuchu w Czarnobylu. Trepy z dawnej mojej jednostki uspokoiły mnie, powiedzieli, że tam się nic nie stało. Ona tam była, powiedział borowiec, była i to nie tylko przeleciała helikopterem, poszła z ludźmi pogadać. Wyjdzie z tego, to mocna baba jest. Raz ją ochraniałem i zaatakowała nas kobieta – wiesz, ja kobiety nie uderzę, a tej się należało. Wyzywała ją, od kurew, kopała, pluła na nią. Mówię ci, jak jej za..bała z bani, babie zęby wyleciały. Nikt już słowa nie pisnął i dokończyła przemówienie. Czemu z bani? Ja też zapytałem. Bo se pazury zrobiłam, odpowiedziała. Miałem cie pilnować ale chyba jest już ok., co? Ta – dam radę, powiedziałem. Następnego dnia od rana stałem pod ojomem. Tancerka spała. Trzymałem magnetofon, chciałem jej pograć jak się obudzi. Ustawiłem naszego rocka. Podszedł do mnie lekarz, ten co wczoraj dał klucz. Proszę ubrać, dał mi biały fartuch. Weszliśmy, ona już nie śpi powiedział. Wiedziałem, że jest źle. Wziąłem dłoń tancerki, puściłem naszego rocka. Jej dłoń zaczęła leciutko przyciskać moja dłoń, w rytm muzyki. Utwór się skończył, teraz na kasecie była przerwa ale ja usłyszałem jakiś pisk. Serce nie bije, kazano mi wyjść. Chyba po dwóch godzinach lekarz mnie poprosił, nic nie mówił. Zobaczyłem, że wszystko jest odpięte. Moja tancerka nie żyła. Gdy wreszcie pozwoliłem ją zabrać wlazłem na wczorajszego borowca. Jestem do twojej dyspozycji, powiedział, aż do zakończenia pogrzebu. Szefowa tak zarządziła, mówił o tancerce, powiedział mi to tak, że przez chwilę myślałem, że to mi się śni. Ale nie, tancerka nie żyła. Dobrze, że go miałem, nic prawie nie pamiętam – dopiero pogrzeb. Zamówiłem wieniec, na szarfie kazałem napisać „ Do zobaczenia, już dziś wiem jak Cie ucałuję, gdy cię znowu zobaczę. Twój Jaś”. Drukarnia szarf była na trzecim piętrze, ten co miał drukować powiedział, że nie wydrukuje takiego napisu. Borowiec złapał go za fraki, doprowadził do okna i mówi. Umiesz fruwać, to pisz kochasiu. Na jutro będzie, powiedział wystraszony drukarz. Borowiec podszedł już sam do okna, popatrzył w dół i mówi. Cholera, na samochody mi spadnie. Dobrze, za godzinę proszę przyjść. Po szarfę poszedłem sam. Dlaczego pan uważa, że napis jest zły, zapytałem. Bo ja nie lubię komuchów. A wie pan kto to są komuchy, proszę powiedzieć, kto według pana jest komuchem? No nie wiem, pan nie. Popatrzyłem na niego, nie był wart, żeby go w d..ę kopnąć, zapłaciłem za szarfę ale jej nie wziąłem. Sam napisałem flamastrem na szarfie, którą mi dali w kwiaciarni.
Pogrzeb – w kościele pamiętam tylko spowiedź. Ty jesteś Jaś, to twój wieniec z tą szarfą, zapytał ksiądz. Ty – powiedz mi, po jaka cholerę Bóg ci ją zabrał? Chodź za mną. Weszliśmy do zakrystii. Walniesz – ja na trzeźwo tej mszy nie odprawię. Podał mi szklankę – to nie jest mszalne, to śliwowica łęcka jest. Pij to pokuta. Wypiłem, jak pokuta. Bardzo pomogło. Na cmentarzu, gdy już ksiądz wszystko odprawił, wielu szykowało się do wygłoszenia mów. Ksiądz podziękował wszystkim w imieniu rodziny za przybycie i mów tak. Wolą zmarłej było, że na jej pogrzebie przemówi jedynie pan Jan Chmura. Zabrał organiście aparaturę nagłaśniającą i sam podszedł do mnie z mikrofonem. Trzymał ten mikrofon, a ja stałem i nic nie mówiłem. Byłem tak zaskoczony, że gdyby ktoś zapytał jak się nazywam, nie odpowiedziałbym. Była straszna cisza, nagle tą ciszę przerwał śpiew kosa. Posłuchajmy kosa, on też chce pożegnać Panią Dyrektor. Niech ją pożegna. Pomilczałem jeszcze chwilę ale nic mi do głowy nie przychodziło. Kos przestał śpiewać, a ja zacząłem mówić. To, że mogę to powtórzyć, to zasługa borowca, nagrał.
Szanowni Państwo. Spotkał mnie niezwykły zaszczyt, że mogę pożegnać Panią Dyrektor. Nie spodziewałem się tego. Musiałem posłuchać kosa, żeby zebrać myśli, żeby posłuchać jak on wolny ptak, żegna Panią, która chciała nas nauczyć jak żyć, żeby być wolnym. Żeby być jak kos. żeby śpiewać radośnie, gdy już nakarmimy rodzinę. Poznałem Panią Dyrektor w 1976 roku. Żyli wtedy jeszcze nasi dziadkowie. Pamiętam jak sobie opowiadali o swoich młodzieńczych latach. Obydwaj w latach dwudziestych służyli w wojsku, obydwaj brali udział w wojnie dwudziestego roku. Gdy w pewnym momencie okazało się, że walczyli przeciwko sobie, uściskali się i zatańczyli razem kazaczoka. A ja z Panią Dyrektor i mnóstwem przypadkowych ludzi, śpiewaliśmy im „Hej Sokoły”. Byliśmy tacy szczęśliwi. Szczęśliwi, chociaż do gara nie było co włożyć. Zauważyli to źli ludzie, tacy co nie lubią jak ktoś śpiewa z radości. Kazali nam śpiewać „Ojczyznę wolna racz nam wrócić Panie”. Fajne ale smutne. Gdy Pani Dyrektor tłumaczyła, że wolność to nie sielanka, to ciężka praca i podejmowanie ryzyka, chciano ją pobić. Dziś gdy szedłem w tym kondukcie słyszałem, że to komunistka była. Proszę nie używać słów, których znaczenia nie rozumiecie. Obrażacie bowiem ludzi, którzy wam chcą tą wolność z pieśni dać. Chcą was nauczyć tej wolności, bo wy nie wiecie co to jest wolność. Ta komunistka rok temu, gdy wybuchła elektrownia w Czarnobylu, pojechała tam. Pojechała, bo chciała się przekonać, czy to nie grozi wam, wam – którzy ją komunistką nazywacie. Możliwe, że to dlatego leży dziś w tej trumnie, a nie szczebioce mi do ucha – dobrze, że Jasiu jesteś. Pamiętam jak mówiła, że wybuch elektrowni atomowej w Czarnobylu to będzie straszna katastrofa. Będzie – chyba jest. Będzie, bo opóźni to nasz program elektrowni atomowych, nadal będziemy palić węglem, że to źle, zrozumieją dopiero nasze dzieci. Gdy widzę w tej chwili na Państwa twarzach uśmiech, zaczynam rozumieć dlaczego Bóg ją zabrał. Jemu do rządzenia Światem potrzebne są takie aniołki. Takie co widzą dalej niż czubek własnego nosa. Ale to był mój Aniołek Panie Boże, zabierz i mnie, bo nie mogę bez niej żyć. Tu na chwilę straciłem głos. Przemówił ksiądz. Nie – ty musisz tu zostać i mówić nam co twój aniołek tobie mówi. Bo ona zawsze będzie w twoim sercu i zawsze będzie do ciebie mówić. Jakoś się pozbierałem ale wiedziałem, że muszę kończyć, bo jest ze mną źle.
Teraz już żegnaj Kochanie i mów do mnie, ja będę słuchał i starał się to przekazywać moim dzieciom. Szkoda, że to nie będą nasze dzieci ale widocznie Bóg tak chciał. „Bóg tak chciał”, te słowa są wyryte na grobie Pani Dyrektor. Odwiedzam ją co dziesięć lat, sam. To mój kolejny wpis, będą  następne. Wiem, że je Państwo czytacie, wiem, że nie zawsze zgadzacie się ze mną. Chcę, żebyście wiedzieli, że to z moim aniołkiem się nie zgadzacie. Pomyślcie czasem, a może ten aniołek ma rację. Może żeby być wolnym, to trzeba żyć jak kos. Dbać o własne gniazdo i śpiewać, śpiewać radośnie.
Żegnają się wtedy z borowcem powiedziałem, że dużo ludzi przyszło, w kościele tyle nie było. Bo to z innego pogrzebu, przyszli, ciebie posłuchać, powiedział.
W naszym ogrodzie mieszka rodzina kosów, od kilku lat nie odlatuje na zimę. Czasem jak patrzę na samiczkę kosa, w moich oczach pojawiają się łzy. Żonie mówię, że w oko mi coś wpadło.
Jak otrząsnąłem się po śmierci tancerki, to będzie mój następny wpis.

Dodaj komentarz