To kolejne słowa, które kojarzą mi się z latami 1986 i 1987, gdy spotykałem się z Marysią. Piszę o tych naszych spotkaniach od lat, piszę bo to co Marysia mówiła, dziś się spełnia. Nadal palimy węglem, nie wybudowaliśmy elektrowni jądrowych, to przyczyniło się do ocieplania klimatu a co za tym idzie anomalii pogodowych. Oglądając w telewizji zniszczenia spowodowane huraganami w północnej części Polski, przypomniałem sobie co było po demonstracji anty-jądrowej, gdzie Marysię czerwoną szmatą nazwano. Pokazano zniszczenia we wsi, gdzie w 1986 roku we wrześniowy poranek, po niedzielnej porażce Majka myślała co dalej. Była bardzo smutna, zdała sobie sprawę, że budowa elektrowni jądrowej w Żarnowcu, która dla niej była tak ważna, dla zwykłych ludzi jest złem. Jak walczyć z takim złem Jasiu, zapytała. Siedzieliśmy pod jakimś sklepem w którym nic nie było i rozdawaliśmy konserwy. Gdy te się skończyły, kobiety się pobiły i zwyzywały nas, że tak mało było i dla wszystkich nie starczyło. Patrzyła na to grupka dzieci, nie mieliśmy słodyczy. Majka i jej ludzie dali pokaz karate, a ja pojechałem do pobliskiego miasteczka i w księgarni wykupiłem wszystkie bajki jakie były. Gdy wróciłem trwała finałowa walka turnieju zorganizowanego dla dzieciaków, teraz oglądało to pół wioski. Bili Majce brawa, gdy ta w niezwykły sposób schodziła w bok z linii ciosu. Walczyła z potężnym Ukraińcem. Ten miał za sobą Legię Cudzoziemską, służąc Marysi miał szanse na powrót do normalności. Gdy mnie zobaczyli, przerwali walkę, ukłonem podziękowali sobie i Marysia zapytała. Chcecie tak umieć?! Tak – rozległo się, nie tylko dzieci wydały okrzyk w którym był podziw. Najważniejsza jest wyobraźnia, żeby ją mieć trzeba czytać książki.
Majka wzięła ode mnie dwie “Lokomotywy” (bajki), jedną dała Ukraińcowi a drugą sama zaczęła czytać. Te wersy wiersza, gdzie są odgłosy lokomotywy czytał Ukrainiec. Jego niezwykły akcent i potężny głos sprawił, że z ich czytania zrobił się spektakl. Ja zacząłem rozdawać książki, patrzyłam na spracowane dłonie ludzi, które delikatnie brały ode mnie “Baki Brzechwy. Nagle człowiek, który cały czas stał z boku, podszedł do Marysi, ukłonił się i powiedział. Przepraszam Panią za to jak Panią nazwałem. Był to jeden z tych, co ją podczas niedzielnej demonstracji czerwoną szmatą okrzyknęli. Chciałbym zaprosić was do siebie, skromnie mieszkam ale w stodole jest świeże siano, a jak się dobrze poszuka to i bimber się znajdzie. Ludziom Marysi bardzo spodobało się zaproszenie. Na horyzoncie pojawiły się czarne chmury, zanosiło się na deszcz, zapytali gospodarza, czy przypadkiem nie ma trawy na łące. Chłop złapał się za głowę. Pogoniliśmy z nim składać trawę w kopki. Udało się, zdążyliśmy przed deszczem. Rodzina naszego gospodarza miała niezły ubaw, jak myliśmy się pod studnią polewając się nawzajem wiadrem.
Gospodyni dla Majki wyniosła miednicę ale jak zobaczyła, że Marysia wiadro wody na siebie wylała, aż zaklaskała w dłonie. Bimber nie był zły, wkrótce zaczęliśmy śpiewać, Konkurs ex aequo wygrała “Głęboka Studzienka” i “Pożegnanie Słowianki”, trzeba przyznać, że gospodyni w duecie z Marysią śpiewały pięknie. Wkrótce na podwórzu było pół wioski. Ludzie narzekali na dziki, że im kartofle ryją. W nocy obudził mnie strzał, w blasku księżyca zobaczyłem uśmiechniętą Majkę. Myślałem, że już się nie obudzisz. Zaczęła zgarniać delikatnie siano z mojego śpiwora. Gdy poczuła, że jest jak trzeba odsunęła swój. Tak śpię bo gorąco. Jej nagie ciało szybko dało mi radę. Była trzecia rano jak jeden z jej ludzi przyniósł kawałek surowej wątroby z dzika. Majka spróbowała, przytaknęła i “myśliwy” którego strzał w nocy słyszałem poszedł. Marysia zauważyła, że nie śpię i do rana tego pilnowała. Ucieszyłem się, że psy przestały na nas szczekać. Gdy rozrzucaliśmy i przewracali siano do suszenia, biegał obok jakbyśmy byli domownikami.
Jeden z ludzi Majki w letniej kuchni zagotował ogromny gar wody. Wrzucił pokrojoną w plasterki marchewkę, pietruszkę, czosnek, cebulę, dolał octu, dał sól i czerwone wino, które wymanił na Majce, było na nasze własne potrzeby. Zrobił “bejcę”, jak wystygło do tej marynaty zwanej bejcą włożył pokrojone mięso dzika. Nie mówił w żadnym “ludzkim” języku, na trzeźwo tylko z Majką mógł rozmawiać i to ona napisała na garnku kiedy mięso można wyjąć. Miało leżeć minimum 12 godzin. Nagle przed bramą zobaczyłem milicyjną nyskę, wyszedł z niej jakiś cywil i razem z ludźmi Marysi poszedł do pobliskiego lasu. Wzięli stamtąd skórę i łeb dzika. Zapakowali do nyski, pomachali i pojechali. Po śniadaniu z jajecznicy podzieliliśmy obowiązki. Ludzie Marysi zajęli się krowami, dojenie, pasienie, obrządek. Majka koń, masło i ser. Ja schładzanie mleka w bańce. Taki pojemnik z kranikiem i szybką wkładało się z mlekiem do studni. Po schłodzeniu zbierało się śmietanę. Do moich obowiązków należało też stawianie mleka na kwaśne. Do obory i stajni nie miałem prawa wchodzić, bo musiałem z gospodynią jeździć po wsiach i zdobywać cukier. Ten bardzo był potrzebny. Gospodyni na przetwory, a gospodarzowi na bimber. Strasznie mi się takie życie spodobało, miąłem trzy dni urlopu, poprosiłem Majkę, żebyśmy zostali i dokończyli siano suszyć. Zgodziła się a jej ludzie natychmiast wzięli zlecenia na dziki. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi, nawet pomimo tego, że bimbru chwilowo zabrakło i musiała być uruchomiona pomoc sąsiedzka. Syn naszych gospodarzy był ministrantem, jego mama bardzo się wystraszyła, gdy ze zbiórki wrócił z księdzem, Skodą. Pochwalił się, że pani co bije lepiej jak chłop śpi u nich w stodole i Ksiądz zapragnął poznać Marysię. Miał kłopot – z Kurii zadzwonili, że w niedzielę od ołtarza będzie przemawiał jakiś cywil i będzie namawiał do demonstrowania przeciwko elektrowni jądrowej w Żarnowcu. Marysia doceniła troskę księdza o sacrum jakim jest świątynia. Zapytała księdza, czy może zorganizować spotkanie z tym prelegentem na swojej plebanii jutro, znaczy w środę. Ksiądz pojechał ale już po godzinie wrócił z dwiema flaszkami żytniej. Udało się, pan prelegent przyjedzie i nic nie podejrzewa. Nie było go na ostatniej demonstracji, więc Marysi nie zna. To były dobre wiadomości, litra żytniej poszła w oka mgnieniu. Następnego dnia na plebanię pojechałem z Majką tylko ja. Jej ludzie mieli robotę przy ubitych dzikach. Zabraliśmy z piwnicy naszego gospodarza wiadro węgla. Gdy dojechaliśmy naszym “Poldkiem” na plebanię, ja zająłem się naprawą elektryki na ganku, a Majka z gospodynią ucięły kurze łeb i miały swoje zajęcia. Gdy prelegent przyjechał, ksiądz przywitał gościa, jego rozklekotany maluch zainteresował koguta i zaczął koło niego grzebać. Ja zwróciłem uwagę, że ma brudne buty. To dyskwalifikowało go w oczach Marysi bardziej, niż gdyby miał Piłsudskiego w klapie. Usiedli na ganku i zaczęli rozmawiać. Ksiądz chciał wiedzieć, dlaczego o sprawach, które nie dotyczą wiary, jego gość chce mówić od ołtarza. Ten wyjaśnił, że elektrownia jądrowa to śmierć. Ksiądz chciał wiedzieć czemu? Pan wyjaśnił, że emituje uran, bardzo szkodliwy pierwiastek. Na te jego słowa na ganek weszła Marysia z wiadrem węgla i mówi. W węglu też jest uran. Zniknęła w drzwiach sieni a prelegent mówi. Co taka baba może wiedzieć. Tylko nie baba ty pajacu powiedziałem złażąc z drabiny. Możemy porozmawiać w środku, zapytał księdza prelegent. Proszę ale mam gości, będzie się pan może źle czół. Goszczę panią Marię, jest wybitnym naukowcem po atomistyce na angielskich uczelniach, studiowała kierunek, związany z pokojowym wykorzystaniu atomu. Teraz przyjechała do Polski, żeby tu za Bóg zapłać a nie za twardą walutę wykorzystać swoją wiedzę. Chętnie ją poznam, też jestem naukowcem, tylko, czy ona po Polsku mówi? Tak, zresztą już pan ją poznał, wiadro z węglem niosła, rosół gotuje. To specjalnie dla pana kurę zabiła. Gdy usiedli przy stole, ja poszedłem do garów a Majka zdjęła fartuch i poszła przywitać się z naukowcem. Bardzo byliśmy z gospodynią ciekawi co będzie. Gospodyni wzięła mnie za rękę i mówi cii. Zaciągnęła mnie do spiżarki, ta sąsiadowała z pokojem i wszystko było słychać. Marysia zapytała czemu polscy naukowcy uważają, że elektrownia jądrowa to śmierć? Facet coś dukał ale nie było słychać. W tym wiadrze, które niosłam, jest więcej uranu niż elektrownia w Żarnowcu wyemituje przez miesiąc. To moja teza, niech pan ją obali. Zapadła cisza, gospodyni mówi – już nigdy pod kuchnią nie będę palić węglem. E – rosół wam kipi, usłyszeliśmy głos Majki z kuchni. wyleźliśmy ze spiżarki, gospodyni doprawiła rosół a ja odcedziłem kluski. Nalaliśmy do wazy i teraz wszyscy mogliśmy posłuchać, jak polski naukowiec obala tezę Marysi. Zaczął coś o Czarnobylu dukać ale gospodyni natychmiast wstała i z chochlą w ręce powiedziała – o węglu miało być! Majka nie chciała gościa pogrążać, było widać, że nie ma pojęcia o niczym, wie jedynie co należy o energetyce jądrowej mówić. Do drzwi dobijał się kot, gospodyni była zdziwiona, bo to taki kot, co nigdy do domu nie wchodzi. On do mnie przyszedł, powiedziała z uśmiechem Majka i wpuściła kota, a ten usiadł na jej kolanach. Ksiądz i gospodyni nie mogli wyjść z podziwu. Koty rozpoznają dobro powiedziała Marysia i dala kotu kawałek mięsa z rosołu. Kot zjadł. Proszę niech pan mu da powiedziała do naukowca, kot nie zjadł jego mięsa. Od gospodyni i księdza zjadł. Ja wolałem nie sprawdzać. Patrzył bowiem na mnie jakbym mu coś zrobił. On wie, że ja jestem twoją samicą i bardzo by chciał cię pogonić. Marysia mnie ucałowała, kot przelazł na moje kolana. Pogodził się, teraz możesz mu dać mięso. Rzeczywiście zjadł. Gdy wybuchła elektrownia w Czarnobylu pojechałam tam, to moja praca. Na kwaterze gdzie mieszkałam był kot. Nauczyłam się od niego drzemki w dzień. Zauważyłam, że to bardzo pomaga na koncentrację. Nauczyłam się też wytrwałości, obserwowałam z jakim uporem stara się złapać mysz. Nauczyłam się słuchać, on mnie słuchał nawet jak mówiłam bzdury. Mruczał tylko inaczej, pokazywał, że to bzdury. Któregoś dnia zniknął – bardzo żałuję, że nie poszłam za nim, on już wiedział, ja musiałam dokończyć badania, żeby się dowiedzieć. Dowiedziałam się, że to była wyjątkowa sytuacja, normalnie coś takiego nie ma prawa się wydarzyć. Teraz Marysia zwróciła się do naukowca. Nie można przez taki przypadek doprowadzić do zagłady planety. Bo węgiel to zagłada, to czarna śmierć, chociaż wy mówicie, że to czarne złoto. Mówicie tak, bo chcecie przejąć władzę przy pomocy górników. Ci górnicy kiedyś wam “podziękują”, Węgiel bowiem się skończy, a energię elektryczną będziemy u Francuzów kupować. Mówi pan po francusku? Trochę z liceum pamiętam powiedział naukowiec. Mam tu francuskie materiały dotyczące węgla, dam panu, oni robili podobne demonstracje jak wy, tylko oni do energii jądrowej przekonywali. Dziś płacą wam żebyście przekonywali do węgla. Stawiam tezę, że są konsekwentni. Zgadzam się z panią powiedział naukowiec, bardzo smaczny rosół. Dziękuję za gościnę, nie będę przemawiał w niedzielę. Majka dała mu kawałek mięsa. Proszę dać kotu – kot zjadł i poszedł odprowadzić gościa. Naprawdę w węglu jest uran, zapytał ksiądz. Tak i będzie go coraz więcej, bo będziemy wydobywać z coraz głębszych pokładów. Teraz jest jeszcze czas aby uratować to sielskie życie, które tu prowadzicie. Czarnobyl to nieszczęście, ta katastrofa może zniweczyć nasz projekt energetyki jądrowej. To też byłoby nieszczęście. Nieszczęścia chodzą parami, powiedział ksiądz, boję się, że to się tu sprawdzi.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.