W wojsku służyłem na początku lat osiemdziesiątych, w stanie wojennym. Jakoś tak w drugiej połówce mojej służby zaczęło się dziać lepiej. Były nawet przepustki. Ja miałem trzy belki, dwie, które dostałem na szkole podoficerskiej całkiem już były zszarzałe, a i ta trzecia też nie błyszczała. Taki stopień budził szacunek. Nie chodziło o ilość belek ale i ich kolor. Jako starszy kapral dowodziłem plutonem. Można powiedzieć miałem etat oficerski i tak się czułem. W każdą niedzielę chodziłem do kościoła. Nie miałem z tym żadnych problemów. Pamiętam jednak raz, przepustki zostały wstrzymane. W mieście były jakieś rozruchy. Widząc mój smutek z tego powodu, szef kompanii dał mi mój wyjściowy mundur i mówi, Chmura – wyprasuj to. Lubiłem sierżanta, prowadził zajęcia z walki wręcz, a ja zawsze prowadziłem jego punkt nauczania. Jeżeli czegoś Państwo nie zrozumiecie, proszę pogadać z kimś kto w tamtym czasie był w wojsku. Pamiętam jak przygotowywaliśmy pierwszy konspekt na te zajęcia. Powiedziałem, obywatelu sierżancie, chłopaki potrafią się bić, co my ich będziemy uczyć. Sierżant powiedział tak, Chmura – w mordę każdy potrafi dać ale potem jest kłopot – kolegium, no wiesz. Wiedziałem. Trzeba gościa złapać, przytrzymać i wyjaśnić co będzie jak dalej będzie taki głupi, żeby nas obrażać. Pozostałe przygotowania odbyły się na macie. Zawsze chciałem latać, na szybowcach. Po tej lekcji walki wręcz, przeszła mi ochota na latanie. Szczególnie lądowania. Sierżant nazywał to pady i powiedział, że muszę nad nimi popracować. Pokazał mi coś jeszcze, zasadę. Jeżeli przeciwnik ciągnie pchaj, jak pcha, ciągnij. I to mi się przydało. W niedzielę założyłem mundur wyjściowy i poszedłem w kierunki płotu. Ale płot miał kolczasty drut. Moją pierdołowatość zobaczył przechodzący patrol z naszej jednostki. Chłopaki odpięli drut, pomogli przejść przez płot i poinstruowali, żebym jak wrócę, zapiął drut, pokazali nawet jak. Wyszedłem na ulicę a tu znowu patrol, no ale ten to WSW. Dowodził kapral i dwóch szeregowych. Pasy wysoko , opinacze dopięte , kociarstwo. Więc idę. Jeden z tych młodych, złapał mnie za rękę i pociągnął, popchnąłem zgodnie z zasadą sierżanta. Kot zaliczył glebę i to wcale nie na cztery łapy. Po drugiej stronie ulicy była piwiarnia, tania taka na stojąco. Bywalcy, w większości weterani takich potyczek, doradzali mi co kotu zrobić. Nagle wśród nich zauważyłem majora z naszej jednostki. Musiało być u niego cienko skoro tu pił. Ten szedł szybko w naszą stronę. Gdy doszedł zapytał kaprala dowodzącego patrolem, czy on zna stopnie wojskowe. Zapytał czy wie co znaczy szary kolor belek. Ten tłumaczył, że to młody żołnierz złapał mnie za rękę, nie on. Mieliśmy przewagę. Major jeszcze poinstruował kaprala jak powinno wyglądać szkolenie szeregowca. To było jedno zdanie, w pi…e i na gaz. Kapral zrozumiał, przeprosił i odmeldował się. Popatrzyłem na zegarek, do kościoła nie zdążę i miałem przecież zobowiązane wobec majora. Zaproponowałem zmianę lokalu. Na następnej ulicy jest na siedząco powiedziałem i dodałem, ja stawiam. Major wyraźnie się ucieszył, znał i tamten lokal. Oprócz tego, że się siedzi, w kiblu sprzątają jak się narzyga, wyjaśnił major. Zamówiłem pół litra, podawali jedynie do konsumpcji. Była tylko galareta. Nazywało się to lorneta. Dla mnie była to lornetka, strasznie byłem głodny. Zauważył to major i dał mi swoją lornetkę. Lubiłem tego majora ale teraz polubiłem go jeszcze bardziej. Zapytał mnie gdzie szedłem. Powiedziałem, że do kościoła. A – chcesz iść do nieba, powiedział. Obywatel major nie, zapytałem. Nie, odpowiedział. Tam nikogo bym nie znał. Popatrz, major wyciągnął portfel. Zrobiłem sobie papiery palacza kotłowego, tu mi je pokazał. W piekle mogą się przydać. Może Lucek pozwoli mi podkładać pod kotłem. Popatrzyłem na niego, to był naprawdę inteligentny facet. Pamiętam jak raz, będąc na patrolu w mieście, zaczepił mnie jakiś cywil. Poinformował, że w piwnicy gdzie właśnie świeci się światło, działa nielegalna drukarnia. Wiedzieliśmy o tym, pracowała tam dziewczyna jednego z naszych chłopaków. Pilnowaliśmy tego rejonu, żeby milicja tam nie łaziła. Po donosie tego cywila musieliśmy drukarnię przewieźć. Potrzebna była ciężarówka i tu właśnie mój major pomógł. Ale nie dlatego go lubiłem, fajny gość był i tyle.
Opowiedziałem mu o księdzu podglądaczu, z wcześniejszego mojego wpisu. O tym, że tak naprawdę to nie ma ani nieba, ani piekła, to tak żeby ludzie zrozumieli co jest dobre a co złe. Chciał postawić kolejną flaszkę, zaczął liczyć pieniądze. Zapytał, ile może kosztować sakrament bierzmowania kogoś takiego jak on. Nie wiem, trzeba pogadać z księdzem, zależy na kogo się trafi, odpowiedziałem. Nie było jeszcze tak późno, też miałem ochotę wypić ale nie miałem więcej pieniędzy. Nasze problemy zauważyli inni bywalcy lokalu, postawili i trochę żeśmy popili. Bywalcy chwalili stan wojenny, mówili, że jakby nie to, to wojna domowa pewna. Chwalili element zaskoczenia, twierdzili ,że to zadecydowało, że się udało. Major był już strasznie schlany i zaczął gadać coś, co mnie zaniepokoiło. Wyprowadziłem go, wcześniej oczywiście wypiłem ze wszystkimi strzemiennego, na pożegnanie zaśpiewali nam sto lat.
Na ulicy majorowi nie przerywałem. Mówił, że jeden z naszych zdradził. Chciał wszystko wypaplać. Pojechał do Regana ale ten jest mądry, prawie jak Papież, mówił major. Zamknął go i nie wypaplał. Było by dużo trupów, dodał major. Z lewizny wracali chłopaki, pomogli mi z majorem i wróciłem na kompanię. Dziś wiem o kim major mówił. Ale chcę napisać o czymś innym. Kiedyś wgrałem sobie Skype. Bardzo mi się spodobało. Najbardziej to, że mogłem wpisać nazwisko, a jak ten ktoś miał Skype mogłem z nim rozmawiać. Nie dość, że darmo, to jeszcze go widziałem. Wpisałem majora, był. Strasznie się ucieszył. Zapytał czy pamiętam jak żeśmy kota w błoto wj….i. Mnie przypomniała się ta lewizna, odpowiedziałem, że pamiętam. Ja to bardziej zapamiętałem. Poczekaj powiedział. Za chwilę pokazał mi się w kamerce w szatach liturgicznych. Wyjaśnił, że jest na emeryturze i sprawuje posługę Nadzwyczajnego szafarza Komunii Świętej w parafii. Jak on to zrobił?…
Ksiądz podglądacz, starałem się, naprawdę chciałem tego księdza odnaleźć. Nie udało mi się jak dotąd. Patrzę na swoje papiery palacza kotłowego. Kończy się ich ważność. Trzeba przedłużyć. Nikt nie jest ani tak zły, żeby go potępiać, ani tak dobry, żeby go do nieba wpisywać. A już na pewno nie powinniśmy robić tego my, tu – na ziemi.
Następny wpis będzie o Ministrze Rządu Pani Beaty Szydło. Dobrym polityku.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.