Wiosną 1940 roku rozstrzelano co najmniej 21 768 obywateli Polski, w tym ponad 10 tysięcy oficerów wojska i policji.
Ofiarami zbrodni byli oficerowie, podoficerowie oraz szeregowi Wojska Polskiego, częściowo pochodzący z rezerwy (naukowcy, lekarze, inżynierowie, prawnicy, nauczyciele, urzędnicy państwowi, przedsiębiorcy, przedstawiciele wolnych zawodów), którzy po agresji ZSRR na Polskę, uzgodnionej przez ZSRR z III Rzeszą na podstawie paktu Ribbentrop-Mołotow, zostali po 17 września 1939 roku w różnych okolicznościach rozbrojeni i zatrzymani przez Armię Czerwoną na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej jako jeńcy wojenni, a potem wymordowani. Szacuje się, że uratowało się około 400 ludzi. Jednym z nich był Generał Zygmunt Berling, dowódca 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki i 1 Armii WP
Pierwszy raz spotkałem się z tym tematem 1970 roku w Warszawie. Tata jechał na spotkanie SITLID (Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Leśnictwa i Drzewnictwa). Spotkanie odbywało się w Pałacu Kultury i Nauki. Bardzo chciałem zobaczyć Pałac Kultury. Jakoś przekonałem Tatę żeby mnie zabrał. Miałem poparcie Mamy, moja obecność miała zagwarantować, że Tata nie popije. To się udało częściowo. Takich gwarantów jak ja było więcej. Podczas uroczystego obiadu dano nam osobny stół. Oranżada na naszym stole była super, ta na stołach dla dorosłych strasznie paliła w gardło. Miałem nieszczęście spróbować. Ta paląca oranżada nie smakowała też starszemu panu w mundurze. Był tam najważniejszy. Mówili do niego generale albo ministrze. Dziś wiem, że był to Generał Zygmunt Berling, pełniący wtedy funkcję wiceministra leśnictwa. Odkrył on, że oranżada na naszym stole nie jest paląca i usiadł z nami. Po chwili dosiadło się dwóch podpitych tartaczników. Mnie przypominali byłych partyzantów z mojej wsi. Zapytali generała jak to się stało, że ruscy nie zabili go w Katyniu. Dogadałem się z nimi odpowiedział. Jak, zapytali tartacznicy. Zapytałem ich, czemu chcą wymordować Polaków. Powiedzieli, że Polaków nie ma, nie ma bo nie ma rządu polskiego. Ja jestem rząd powiedziałem, i wziąłem nkawudzistę za fraki. Mówiąc to pokazał jak to zrobił. Chwycił podpitego marudę za marynarę i postawił do pionu. Był rząd, w Londynie wycharczał wystraszony tartacznik. Generał puścił go. Pod ścianą na stoliku stał globus. Generał postawił globus na naszym stole i zapytał, gdzie jest ten Londyn? Wszyscy zaczęli szukać Londynu. Tylko ja stałem, wiedziałem gdzie jest Londyn, myślałem o tym co kiedyś powiedziała Babcia. Powiedziała, że z naszej wsi w czasie wojny w wojsku służyło tylko kilku chłopaków. Reszta nie wiedziała gdzie jest Londyn, mówiąc to była zła. Teraz zrozumiałem dlaczego. Wreszcie odnaleziono Londyn i globus wrócił pod ścianę. Aaa czemu Pan twierdzi, że polskich oficerów zabili Niemcy, zapytali tartacznicy. Bo jestem pragmatykiem, odpowiedział Berling. Nikt przy naszym stole nie wiedział co znaczy to słowo i dyskusja upadła, razem z głowami tartaczników. Patrząc na śpiących na stole drzewiarzy generał trochę do siebie a trochę do nas dzieci powiedział. W tył głowy strzela się w kulturze bizantyjskiej. Niemcy tak nie zabijają. Dobrze jednak wiedzieli co tam się wyrabia. To był ich sprytny plan. Wymordowano naszą elitę, a Niemcy mogli udawać niewiniątka. Popatrzyłem na tego pana, był inny niż ci wszyscy wokół. On też zauważył mój wzrok. Co to jest pragmatyzm, zapytałem. To coś dobrego odpowiedział Berling, jest też takie słowo – romantyzm, i to z kolei jest coś złego. Romantyzm – to ładne słowo, powiedziałem, dlaczego romantyzm jest zły. Generał na stole położył swój pas. Po jednej i po drugiej stronie pasa stały butelki po oranżadzie. To jest Wisła powiedział generał wskazując na pas. W czasie wojny tu byłem ja, pragmatyk ze swoim wojskiem, a tu było powstanie warszawskie, romantyzm. Masz rację, romantyzm może być piękny, spodobał się wtedy i nam. Generał poprzestawiał butelki na romantyczna stronę. Popatrzył – dwie odstawił z powrotem i usiadł. Twarz ukrył w dłoniach, ale i tak było widać, że płacze. Straciłem ich, prawie wszystkich straciłem, powiedział i odszedł. Wtedy nie wszystko zrozumiałem, dziś wiem, że mówił o ponad dwóch tysiącach swoich żołnierzy, którzy zginęli zdobywając przyczółki na powstańczym, lewym brzegu Wisły, w czasie powstania warszawskiego.
W naszym salonie wisi wiele zdjęć przodków. Goście zwracają uwagę na Tatę Żony. Oficer w mundurze, z wieloma odznaczeniami, robi wrażenie. Syn Pułku, ta odznaka dla mnie jest chyba najważniejsza. Noszą taką ci, co jako dzieci-żołnierze walczyli w szeregach Wojska Polskiego w czasie II wojny światowej. Zona jednak zawsze zwraca uwagę gości na swego Dziadka. Podoficer w mundurze przedwojennego policjanta, odznaczeń ma zdecydowanie mniej od Teścia. Żona zawsze mówi, że dziadek wysiadł z transportu do Katynia. Tak to opowiadał. Był pragmatykiem, wiedział, że jeniec wojenny u sowietów to bzdura. Pewnie dał ruskim flachę, a może nawet zegarek i go puścili.
Ocenianie z dzisiejszej perspektywy ludzi, którzy musieli podejmować decyzje w warunkach wojennych. Decyzje od których często zależało ich życie, jest moim zdaniem nieuprawnione. Ostatnio Pan Premier Mateusz Morawiecki zrówna oprawców niemieckich, żydowskich i polskich, wypowiadając się w kontekście holocaustu. Niemcy stworzyli mechanizm zagłady Narodu Żydowskiego, Polskiego i Romskiego. Narodów, które dla nazistów tworzyły jedynie społeczność, nie byli reprezentowani przez rząd. No – My Polacy przed wojną mieliśmy rząd, ale jak wybuchła wojna to ten rząd zwiał, dla Hitlera byliśmy nikim. Ten mechanizm zagłady przewidywał, że w obozach, gettach będą funkcyjni pochodzący z pośród mordowanych. Policjant żydowski w getcie musiał wskazać odpowiednią liczbę przeznaczonych do obozu. Inaczej zabrano jego i jego rodzinę. Nie tylko dla Niemców byliśmy jedynie społecznością, Alianci i Rosjanie też nas tak traktowali, jak Żydów i Romów. Dopiero Berling i jego Kościuszkowcy sprawili, że staliśmy się ponownie Narodem, który ma rząd. Może i słaby, podległy ale rząd. W bitwie pod Lenino Niemcy z megafonów przekonywali walczących Polaków, że to nie jest ich rząd, mówili to co dzisiejsi nasi rządzący, proponowali przejście na ich, niemiecka stronę. Wiedzieli co zrobili Polakom, często bezbronnym kobietom i dzieciom. Teraz ci Polacy mieli broń, a to dla ich Niemców oznaczało śmierć. Rząd Londyński, też poszedł po rozum do głowy, zaproponowali akcję Burza, pisałem o tym.
Dziś nasz rząd likwiduje pomniki związane z Kościuszkowcami, zmienia program nauczania historii. No cóż, ja to nawet rozumiem, nie ma się czym chwalić. Może jednak zostawmy to historykom i weźmy się do roboty. To do rządzących mówię, bo znowu będziecie spieprzać jak wtedy przez Zaleszczyki.
Wojna – to jest koszmar, nieszczęście. Cieszmy się pokojem, dbajmy aby historia się nie powtórzyła. Przestańmy wreszcie się wyzywać od zdradzieckich mord, gorszego sorty, watach które trzeba dorżnąć, komunistów, złodziei. Popatrzmy na nasze dzieci, wnuki. Niech żyją w świecie bez granic, uprzedzeń, ksenofobii. Nie muszą się na wszystko zgadzać, jednak tolerować odmienność powinni, musimy ich tego nauczyć. No- najpierw sami musimy się tego nauczyć. Musimy, bo inaczej…
Wołyń – to będzie kolejny wpis.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.