Gdy dokończyłem spisywanie mojego przemówienia na pogrzebie Pani Dyrektor, borowiec wyłączył dyktafon i mówi. Leje – rzeczywiście padał deszcz, na cmentarz pojedziemy jutro. Teraz chodź do mnie, zapraszam. Żona trochę zła, bo zwalniam się z roboty ale nie przejmuj się. Trochę bałem się tej jego Żony, a jeszcze wchodząc do domu większość butelek z wódką dał mnie. On też się bał. To jest Janek, dziś byłby mężem Pani Dyrektor, tak mnie przedstawił. To nie pomogło, Pani domu wpuściła nas ale się nie przywitała. Rozstawił kieliszki, wypiliśmy na obie nogi, pasowało coś zagryźć. Wiedzieliśmy, że Pni domu tu nie pomoże. Idąc po drodze chcieliśmy coś kupić ale nic nie było. Kupiliśmy tylko jakąś mrożoną rybę. Teraz jak rozmarzła nadawała się tylko do kubła. Poczekaj, powiedziałem – jajko, bułka tarta, mąka i jakiś olej. Zorganizował. Rozgrzałem olej na patelni, to co było kiedyś rybą posoliłem ,wypanierowałem i delikatnie, żeby się nie rozleciało i usmażyłem. Na patelnię dałem więcej oleju, żeby nie wylewać zrobiłem na nim grzanki. Przydało się to moje samotne życie. Zagrycha była. Zacząłem sprzątać. Weszła Pani i zobaczyła, że rybę i grzanki podzieliłem na trzy, jest i dla niej porcja. Nawet się uśmiechnęła. Wyciągnęła ogórki i jakieś ciastka. Mnie przypomniało się jak Bóg podzielił chleb i ryby. Było mało, a jakoś zrobiło się dużo. Jaki jest zgoda, to wszystko będzie. Pani usiadła z nami, nawet wypiła. Zapytała mnie czy to była Żydówka. Nie wiem, odpowiedziałem. Chciał się pan z nią żenić i nie wiedział pan czy to Polka? Przeprosiła i wyszła. Jej ojciec, mój teść ochraniał Gomółkę, to on mi tę robotę załatwił. Jej rodzina była pochodzenia Łemkowskiego, powiedziałem, twoja Żona niewiele się pomyliła. Zanim Gomółka pogonił Żydów w marcu 1968 roku, wywalił Łemków i Ukraińców 1947 roku z Bieszczad. Akcja Wisłą. A to dlatego. Co? Zapytałem. I borowiec opowiedział mi jak Pani Dyrektor wylądowała w pierdlu.
Miała spotkanie z takimi “burokami”, w sali śmierdziało strasznie, stałem na korytarzu. Nie wiem dobrze o co poszło ale jeden zaczął ją pytać, po co tu przyjechała, studiowała w Anglii, we Włoszech, powinna tam zostać. Gdyby Gomółka żył, wypierdoliłby cię z powrotem, powiedział. Ta podeszła do niego, złapała dziada za fraki, ja rozumiesz patrzę, a ona go na dźwignię ma. Nie chciała żeby burak o parapet łbem jebnął, przestawiła go tak, żeby o stół. Doleciałem, złapałem ją od tyłu, burak uciekł ale ja kopytami lampę rozbiłem. Zrobiła się afera, przylecieli czorni. Śmiać mi się chciało jak te matoły, uzbrojone po zęby zawijały ją, a ta mnie pyta, czy na pewno jest ok? Wiesz – jak już wstałem, złapałem oddech, to pomyślałem – w ogień bym za nią skoczył. Gdy was zobaczyłem razem, zazdrościłem ci. Długo siedziała. Nie miałem kumpli u Kiszczaka, pogadali z kim trzeba i ją puścili. Podziękowała mi. Miała nowe biuro, powiedziała, żebym przyszedł, coś tam trzeba przestawić. Gdy wszedłem zamknęła drzwi, na stole stała kawa i ciasto. Pogadaliśmy, dała mi całą torbę konserw. Awansowałem dzięki panu, powiedziała.
Kończyliśmy kolejną flaszkę, na stole pustych butelek było coraz więcej. Borowcowi przypomniał się strajk. Wiesz – raz pojechaliśmy na strajk, część głodował, przyjmowali tylko płyny. Mówiąc płyny popatrzył na flaszki. Była tam przed nami jakaś ekipa ale ich wyjebali. Powiedziała, że trzeba pojechać, głodują podobno. Mówię ci jak się odjebała. Wycieruchy bawełniana bluzeczka, no pomyślałem, niech tu ją który zaczepi. Bałem się krwi, HIV, założyłem rękawiczki. Proszę zdjąć, powiedziała, jak coś, ściśnij aż się zesra. Puścili nas, a mówili, że nie puszczą. Same chłopy rozumiesz, jak ją zobaczyli w tych wycieruchach. Weszliśmy do głodujących. Oceniła który rządzi, popatrzyła na niego i zaczęła odchodzić. Facet był nawalony. E – królowo, odezwał się. Ta stanęła. W jakim zamku straszysz? Odwróciła się, podeszła do niego i mówi. Masz za małego konika, żeby tam dojechać. Mówię ci, te chłopaki gdyby nie ją, to by ja na rękach do samochodu zanieśli. W d..ie mieli cały ten strajk. Jeden to się tak śmiał, że aż ta mu wody dała i w plecy puknęła, bo się zakrztusił. Reszta też chciała ale jak zobaczyli, że ja będę pukał zrezygnowali.
To było zabawne ale ja się nie śmiałem, byłem zamyślony. Wiem o czym myślisz, ja też wtedy o tym pomyślałem. Szkoda, że jej w Wujku nie było. No – teraz to się uśmiechnąłem, naprawdę pomyślałem o tym.
Strasznie pochlaliśmy, mieliśmy nawet do zwrotu. Dobrze, że dyrektor dał mi trzy dni. Koło południa następnego dnia, przy pomocy Żony borowca dotarliśmy na cmentarz. Tam pożegnaliśmy się, ja chciałem jeszcze postać sam przy grobie mojego aniołka. Miałem autobus dopiero po siedemnastej. Spóźniłem się, na dworzec dotarłem koło północy. Wcale bym tam nie dotarł ale milicja mnie zwinęła z cmentarza. Ktoś zgłosił, że jakiś pijak ryczy nad grobem. Gdy ci zobaczyli nad jakim grobem schowali pały i odwieźli mnie na dworzec. Nie martw się, powiedzieli na pożegnanie, dopóki będziemy żyć, na jej grobie zawsze będzie płonął znicz. Dotrzymują słowa, zawsze gdy tam jestem znicz płonie. Ostatnio byłem dwa lata temu. Chyba jednak zmienię swe postanowienie i będę jeździł co roku. Generał Wojciech Jaruzelski ma być zdegradowany, poparcie dla stanu wojennego kiedyś przekraczało 50 % teraz 40% . Źli politycy mówią, że świadomość ludzi wzrasta. Umierają ci co pamiętają, wy matoły. Czasem jak patrzę na takiego jednego z drugim, to tak sobie myślę. Masz szczęście gościu, że aniołek nie żyje. Bo jak by ci jebną w ten głupi łeb, to przy samej dupie by ci odleciał.
W ostatnią niedzielę w kościele było klęczenie. Pięć minut ksiądz nic nie mówił, był to czas na nasze modlitwy. Ja postanowiłem złamać drugi raz w życiu słowo dane Bogu i poprosić go, aby mojego aniołka postawił do spraw polskich. Skłóceni jesteśmy z całym Światem, a o tym, że nie mamy Konstytucji, Sądownictwa, o telewizji publicznej, to nawet szkoda wspominać. Nie karz nas Boże za naszą głupotę, zakończyłem modlitwę. Teraz tak myślę, jak jest wina to musi być i kara, chyba przegiąłem.
Miałem już zakończyć ale właśnie popatrzyłem w okno. Za oknem kos z kosową zajadają pokarm co Żona kazała mi wysypać. Podleciała sójka, kos zwiał, a kosowa jak skoczy do sójki, jak ją walnie w łeb. Sójka odleciała, kos dołączył ale widać, że się boi samiczki. No cóż okazuje się, że życie to nie tylko śpiew, czasem trzeba walczyć o to życie, żeby godne było.
Następny mój wpis nie będzie ciekawy, będzie bowiem o moim hobby, o Brydżu.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.