Często zadajemy sobie pytanie – skąd biorą się tak źli politycy. Zwykle pada ono w kontekście potwornych błędów, jakie ci ludzie popełniają. Spróbujmy to przeanalizować ale tym razem z mojej perspektywy, a nie Marysi (wcześniejsze wpisy). Będę się jedynie podpierał tym co mogłem zaobserwować spotykając się z ta niezwykła dziewczyną. Były to czasy, gdy w Polsce premierem był Zbigniew Messner.
Polska była zadłużona na około 34 mld. dolarów. Dziś jak się dobrze policzy i to co żeśmy z systemem emerytalnym zrobili doliczy, nasz dług wynosi bilion dolarów. Wtedy mieliśmy nałożone embargo przez Stany Zjednoczone i ogromne bezrobocie, które podobnie jak dzisiejsze zadłużenie, było utajnione. To bezrobocie jest tu jednak kluczowe, chociaż Państwo nigdzie o nim wzmianki nie znajdziecie, to właśnie ono sprawiło, że dziś tak liczne grono złych polityków się pojawiło. Tamta Konstytucja wszystkim pracę gwarantowała. Ten zapis był fikcją. Tworzono więc fikcję -bezrobotnych zatrudniano na etatach w urzędach i zakładach pracy, tworząc dla nich fikcyjne stanowiska. Ludzi ci nudzili się potwornie. Wymyślano im więc różne zajęcia, jak np. zachęcano do składania wniosków racjonalizatorskich. Tu był cyrk, kiedyś o tym napiszę. Największym jednak nieszczęściem, było społeczne działanie. Polegało to na tym, że się działało i za nic nie odpowiadało. Rady pracownicze, związki zawodowe – to kolebki dzisiejszych polityków. Na początku nie stanowiło to problemu, gospodarka sobie radziła. Wypłacano na czas wynagrodzenia, każdy miał zdolność kredytową, kwitło więc budownictwo indywidualne, spółdzielcze i państwowe. Wypłacano rodzinne, takie dzisiejsze 500+, zachęcano do kształcenia. Szkoły medyczne były pełne przyszłych pielęgniarek, a uczelnie medyczne kształciły mnóstwo lekarzy. Dziś ci ludzie są w wieku emerytalnym, a następców nie ma. Widać to właśnie teraz, gdy pandemia koronawirusa zaatakowała z ogromna siłą – tak źle jeszcze nie było. Ale rządzący inny problem mają, właśnie udają, że się pogodzili, choć już nawet nie pamiętają o co się pokłócili. Posłowie w Sejmie udają, że nowelizację budżetu uchwalają. Niewiele o tym budżecie mówili, cały czas o maseczki się kłócili. Bo nawet tu Polska się podzieliła i jakaś część Polaków wymyśliła, że maseczek nie będzie nosiła.
Udawanie – to właśnie jest dziś politykowanie. Powstało przez przyzwyczajanie do nieróbstwa. Ktoś kto raz za darmo pieniądze dostanie, już na zawsze przy tym zostanie. To powiedzenie Marysi. Naprawdę warto o niej na blogu DATY I FAKTY poczytać. Wypowiedziała to w kontekście ówczesnych bezrobotnych, których ja wtedy od normalnych pracowników nie odróżniałem. Dopiero wiele lat po jej śmierci to zrozumiałem. Gdy zobaczyłem co z tych ludzi wyrosło, bo to oni zwykle są złymi politykami. Oczywiście nie można generalizować, niewątpliwie są dobrzy politycy. Marysia nawet ich zdefiniowała. To ci, dla których Józef Piłsudski jest naszym nieszczęściem. Bo dopóki Polska na jego “geniuszu” będzie się wzorowała i kult jednostki jako wzór rządzenia będzie stosowała, zawsze od reszty Europy będzie odstawała. Bo cała Europa o takiej formie rządzenia dawno zapomniała. Oni widzą nasz problem i bardzo by chcieli, żebyśmy i my go dojrzeli i czym jest praworządność zrozumieli.
Widać to właśnie teraz. Rząd i opozycja niczym się nie różnią, ich wspólnym mianownikiem jest bowiem to, co opisałem. Tacy ludzie w tak trudnych czasach sobie nie poradzą. Chyba, że Ursula von der Leyen i Věra Jourová, kolejny raz ale teraz unijne pieniądze im dadzą. Właśnie trwa dyskusja jak to zrobić, żeby głupot nie narobić. Z praworządnością powiązać źle – rząd się wyżywi, my nie. Dać nam pomijając rządzących, nie ma jak.
Kogoś może oburzać to co napisałem – mam prawo i teraz to wyjaśnię. Ja Marysię znałem i bardzo ją kochałem, nie mogłem się pogodzić z jej śmiercią ale w końcu musiałem. Dorotkę poznałem i w przedostatnim dniu 1989 oku ślub brałem. Postanowiłem jednak, że zanim złoże przysięgę, coś sprawdzę. W grudniu do Portu Gdynia miał przypłynąć statek z elementami do jednego z dwóch żarnowieckich reaktorów. Coś mi mówiło, że muszę tam być. Zrobiłem karty pracy i tradycyjnie wziąłem kilka dni urlopu. Dyrektor sam zaproponował, że mogę wziąć tydzień, przecież w krótce brałem ślub. Orkiestrę na wesele dogadałem i do Gdyni pojechałem. Chciałem ostatni raz popatrzeć na świat Marysi i upewnić się, że jej już tam nie ma. Te elementy, które przypłynęły, były dla niej bardzo ważne. To był rdzeń reaktora – na placu budowy, czekały już dwie obudowy. W Trójmieście były ogromne demonstracje przeciwników budowy EJŻ – nawet głodówka. 14 grudnia transport miał wyruszyć z portu. Ja zauważyłem, że są tacy, co bronią EJŻ, chciałem ich zobaczyć z bliska, to byli budowlańcy EJŻ. Przez chwilę miałem dziwne myśli, przyszło mi do głowy, że dowodzi nimi Majka. Podszedłem bliżej i nagle ktoś krzyknął – Marysia, Marysia!!! Naprawdę dziwnie się poczułem, bo to do mnie krzyczeli. Strasznie się wściekli jak się dowiedzieli, że major Mari nie żyje. W ruch poszły pięści. Kilku demonstrantów oberwało. Mnie się udało, nikomu nie za…ałem, sam prawie nie dostałem i mnie nie spisali ale na smutno żeśmy się pożegnali.
Coś jednak z tego zostało. Kilka lat później, w internecie odnalazł mnie jeden z uczestników tamtej bijatyki. Napisał coś, co mnie załamało, bo się okazało, że rząd Tadeusza Mazowieckiego, niszcząc nasz program energetyki jądrowej, zrobił cos nieprawdopodobnego. Wzorem psa ogrodnika w obudowach naszych reaktorów powiercono kołnierze, żeby nikt nie mógł ich uruchomić. Wiedziałem, że jeden Węgrzy kupili i służy do celów dydaktycznych, drugi zaś kupili Finowie – zakładałem, że go uruchomili. Tu dodam, że w cenie złomu kupili, a Polacy miliard dolarów w ten interes wdupili.
Tak to po grubej kresce Polskę żeśmy zaczynali, coś mi się jednak zdaje, że wkrótce nową kreskę będziemy rysowali.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.