Toniemy

Tytuł, który mógłby pasować do wielu moich wpisów. Często bowiem piszę o złych politykach. Jednak ten wpis poświęcę utonięciom  dosłownie, no – prawie. W całej Unii Europejskiej na 100 tysięcy mieszkańców tonie jedna osoba, w Polsce dwie!

Podobnie jest z wypadkami drogowymi. Czemu? Nie mamy autorytetów…  Mamy gdzieś  regulaminy, zakazy  –  jesteśmy najmądrzejsi, najwspanialsi – dziwimy się, że woda to nie gra komputerowa.  Tu jest tylko jedno życie.

Gdy jestem nad wodą, często  obserwuję jak rodzic uczy swoje dziecko pływać, choć sam tego nie umie. Dziecko umie pływać, woda to było jego naturalne środowisko w łonie matki. Tylko tam nikt na nie nie krzyczał, że ma machać nogami. Stwórzmy dziecku  bezpieczne warunki w wodzie i pozwólmy na zabawę. Dziecko samo zacznie pływać, może  nie tak jak Usain Bolt – ale „pieskiem”. A o tym czy  wstąpi do sekcji pływackiej, niech samo zdecyduje. Przez taką beztroską zabawę, polubił wodę nasz Syn. Gdy poszedł do szkoły, trafił na naukę pływania. Tam znienawidził wodę i to mu zostało do dziś.

Często wspominam lata siedemdziesiąte, byłem nastolatkiem. Jako młodszy ratownik pilnowałem, żeby ludzie nie wypływali poza kąpielisko. Proszę sobie wyobrazić, że mnie słuchali.  Moja żółta czapka z krzyżem maltańskim i napisem RATOWNIK, to też był jakiś autorytet dla kąpiących się. Dziś nie ma autorytetów a to prowadzi do zagłady, tak mówiła Marysia, kiedyś moja dziewczyna.

Informacje o rekordowej liczbie utonięć tego lata, dopełniają niejako tej beznadziei, tej nieszczęsnej sytuacji w jaką wpakowaliśmy Nasz Kraj – Polskę. Musimy to odwrócić – bo utoniemy.

Przedwojenna Sanacja na której wzorują się dzisiejsi nasi rządzący doprowadziła do klęski w 1939 roku. To nie była przegrana, to była klęska. Wie to nawet Pan Jarosław Kaczyński. Zdecydowano więc, że dla potrzeb propagandy zmieni się historię. Armia Krajowa nie może być wzorcem do naśladowania, zastąpiono ją Żołnierzami Wyklętymi. No – mnie opadły ręce. Pisząc o wojnie domowej w mojej Małej Ojczyźnie opisałem mord pod Borowem (9 sierpnia 1943 rok). Dowodził tam rotmistrz Leonard Zub-Zdanowicz. Za ten wyczyn otrzymał od Prezydenta Lecha Kaczyńskiego order.  Prezydent wręczając pośmiertnie odznaczenie zaznaczył, że to był początek ich chwalebnej historii. Naszej powiedział ale ja się brzydzę mordowaniem bezbronnych. Chcę wierzyć, że kwiaty złożone przez premiera Mateusza Morawieckiego przy grobie żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej, która pod koniec II wojny światowej współpracowała z hitlerowskimi Niemcami, to wynik nieznajomości historii. Grób ten jest w okolicach Monachium, to Niemcy, tam ma kto kwiaty składać, choćby potomkowie hauptsturmfuhrera SS Paula Fuchsa. Kiedyś o nim napiszę.

Ale teraz są wakacje, żeby nie było tak smutno opiszę sytuację, która jest związana z zalewem w Zaklikowie.  Był rok 1977, wakacje. Siedząc na pomoście  patrzyłem czy tam gdzieś nie pływa Pani Maria, z którą umówiłem się  rok temu na spotkanie za 10 lat. No teraz to już 9 , zleci pomyślałem. Zauważyłem, że patrzy na mnie pani w wieku Marysi. Pamiętałem ją z „Kopca”, to była jedna z tych pań co tak super tańczyły. Miała założony na szyje wisiorek z grzybiena i drugi ale tylko kwiat wpięty we włosy. Bikini , opalenizna, naprawdę była śliczna. Uśmiechnąłem się. Pani zapytała o Majkę. E – tyle, to nie dla mnie te kwiaty we włosach pomyślałem. Na końcu pomostu siedział ratownik. Ogromne chłopisko z brodą, to on był obiektem westchnień ślicznej pani. Zauważyłem, że  ściąga obrączkę i kładzie ją na ręczniku przy nodze. Wstała i zgłosiła ratownikowi, że ma żółty czepek i będzie płynąć do wyspy. Rozmawiali chwilę a ja zauważyłem, że na ręczniku nie ma obrączki, wpadła do wody. Powiedziałem o tym pani. No i zrobił się problem, już pal licho, że się wydało, że ma męża ale obrączka. Ratownik dał mi maskę i poprosił, żeby spróbował znaleźć. Było widać na 10 cm. nie ma szans powiedziałem. Zaproponowałem, że pomogę, przyjdę rano o siódmej, woda będzie czysta, wtedy znajdę. Ratownik pożyczył mi swoje okulary, też był zmartwiony. Pani zaś załamana. Około południa następnego dnia, miał przyjechać jej mąż. Robiliśmy wszystko, żeby panią pocieszyć. Ratownik zaprosił ja na wieczorny trening podnoszenia ciężarów, był trenerem, ja powiedziałem, że przyjdę na dyskotekę na „Kopcu” i potańczymy. Miałem już renomę z poprzednich wakacji, to nawet ucieszyło panią. Potańczyliśmy, ja cały czas zapewniałem, że znajdę obrączkę. Jednak gdy wróciłem do domu, nie mogłem zasnąć. A jak nie dam rady? Już o szóstej byłem na kąpielisku. Podpłynąłem powolutku, żeby nie zmącić dna i zanurkowałem w miejscu, gdzie obrączka musiała leżeć. Kilka zanurzeń i bez rezultatu, musiałem chwilę odpocząć. Zobaczyłem panią, szła groblą miedzy rzeką Sanną, a zalewem. Mieszkała na kempingu  „Kopiec”, to był skrót.  Też nie mogła spać pomyślałem. Słońce wyszło z za chmur, teraz będzie lepiej widać. Nabrałem powietrza i pod wodę. Bardzo dokładnie obejrzałem miejsce, gdzie słupek pomostu wchodzi w dno. Przy tym słupku musiała leżeć obrączka ale jej nie było.  Musiałem wypłynąć, żeby nabrać powietrza i wtedy ją zobaczyłem. Nie leżała tam gdzie się jej spodziewałem, była ponad metr od słupka. Ostatkiem sił podpłynąłem, złapałem obrączkę i szybko wypłynąłem. Trochę za wcześnie złapałem powietrze, napiłem się wody ale miałem obrączkę. Pani była koło młyna, gdy dałem jej znak, że znalazłem. Przybiegła , pocałowała mnie tak, że znowu  dech mi zaparło. Uratowałeś moje małżeństwo powiedziała. Pamiętaj, nigdy nie zostawiaj żony samej. To jej podziękowanie trochę mnie zaskoczyło, na a to przecież była bardzo atrakcyjna pani. Dla mnie szesnastolatka to oznaczało jedno,  ogromne podniecenie. Chciałabym ci podziękować, chodź na loda. Lody są tylko w rynku u „Wójtowicza” ale teraz jeszcze zamknięte powiedziałem. A cha – to może kiedyś, teraz idę spać, przez tą obrączkę nie spałam całą noc. Pocałowała mnie jeszcze raz, jej ręka… Szli jacyś ludzie.  Długo stałem na plaży i patrzyłem jak pani wraca na kemping. Muszę mieć luźniejsze spodenki – pomyślałem. Teraz wiedziałem o czym rok temu mówiła Pani Maria. „Za 10 lat ucałuję cie inaczej”.

Opisałem tą historię, bo w ostatnią niedzielę otrzymałem wiadomość, że obrączka znowu zginęła w wodzie. Pani przekonywała, że historia miała się podobnie, tylko obiekt westchnień był starszy.   Utrzymuje, że to kara za tamto. Nie podziękowała mi tak do końca.  Ja nie wiedziałem co to “lód”, a potem to już miałem Żonę.

Nie można marnować okazji, życie jest krótkie. Trzeba go garściami brać, a nie politykować. Jak ktoś ma w głowie jedynie politykę, to niech się w ten łeb puknie, tylko nie za mocno, bo inni pomyślą, że bija w tarabany.

Niech to powiedzenie Marysi sprowadzi na ziemię tych wszystkich zacietrzewionych polityków. Kochani, są wakacje, idźcie na plażę, na lody(a). Tylko uważajcie, woda to nie gra komputerowa, tu na ziemi mamy tylko jedno życie. Przestrzegajmy zasad, Konstytucji, bo utoniemy. Mówię Wam to ja, były ratownik wodny.

Dodaj komentarz