Debata o niepodległości – czyli zbiór bzdur

28.10.2018. niedziela godzina 20 w TVN rozpoczyna się program “Niepodległość, wolność, przyszłość”. Debata na stulecie niepodległości. Prowadzi Pani Katarzyna Kolenda-Zalewska i Pan Jacek Stanisławski. Dla mnie pani prowadząca była gwiazdą tej debaty, tylko ona  powiedziała coś z czym się zgodziłem. Stwierdziła mianowicie, że jesteśmy romantykami – zgodziłem się, bo wyczułem nutkę ironii w tym stwierdzeniu.

Czekałem na tą debatę, bardzo chciałem się dowiedzieć, czemu Józef Piłsudski, o którym ja jeżeli już piszę to źle, jest utożsamiany z odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Niestety nikt nic dobrego o Piłsudskim nie powiedział – bo nie da się powiedzieć. Wspomniano jedynie list Piłsudskiego do Dmowskiego, że trzeba się dogadać. Dmowski chyba listu nie przeczytał, może dziś by go ktoś przeczytał.

Panowie Profesorowi występujący w debacie Timothy Snejder, Włodzimierz Brodziej, Adam Zamoyski to historycy, czyli ludzie, którzy są winni, że dziś w Polsce zwycięża populizm, że nie wyciągnęliśmy wniosków ze swojej tragicznej historii.  “Historia Magistra Vitae Est”. Niestety historycy dalej nie mówią prawdy, ich wypowiedzi w debacie wręcz powodowały zamęt. Twierdzenie, że nie ma państw narodowych a chwilę później, że trzeba tworzyć państwo narodowe kompletnie mnie załamało. Jeżeli naród to państwo to fakt, takiego państwa nie ma. Państwa zwykle są wielonarodowe. Ale jak mówimy  naród jako  obywatele, to to jest coś zupełnie innego. Taka jest Polska, kraj Obywateli Narodowości Polskiej. Ślązak to Ślązak ale Polak.  Z debaty dowiedziałem się, że w okresie międzywojennym byliśmy państwem suwerennym, i tylko wtedy, jeszcze Rząd Londyński co zwiał i zostawił kraj na pastwę okupantów, był określony jako ten, co stworzył  namiastkę suwerenności. Podobno nawet dziś, będąc w Unii Europejskiej  nie jesteśmy suwerenni. Trzeba tworzyć fakty – podsumowano dyskusję. Fakty Panowie Profesorowie to przytaczać trzeba, nie tworzyć. Ja na swoim blogi DATY I FAKTY  robię to od lat.

Wyobraziłem sobie moją Marysię wśród tych dyskutantów. Dziewczynę, która postanowiła walczyć ze złem.  Z terrorystami IRA i ETA. Gdy zamordowano Księdza Jerzego Popiełuszkę przybyła do Polski. Spotkałem ją wtedy po dziesięciu latach od naszego poznania. Opisałem to we wpisie “Spotkanie po latach”. Dziś wiem, że nie przybyła sama aby pomścić śmierć księdza. Poznałem jeszcze trzech bojowników, którzy mówili do niej Mari i traktowali z wielkim szacunkiem. Bała się co będzie, gdy Wojciech Jaruzelski w styczniu 1987 roku dowiedział się do Papieża Jana Pawła II, że pierwszy etap wyjaśniania mordu na Popiełuszce jest zakończony. Pamiętam ten okres – wtedy tego nie rozumiałem. Dopiero dziś z perspektywy lat rozumiem jej obawy. Jaruzelski wrócił i tu nic złego się nie stało. Zaatakowała jednak druga strona, ukazały się informacje, że Majka  jest  funkcjonariuszem Grupy “D” Departamentu IV  MSW – do zwalczania księży kościoła katolickiego. Tu zaczęła przegrywać, jej Rodzina odwróciła się od niej.

Gdy ukazały się szkalujące ją ulotki odpuściła nieco wyjaśnianie mordu na Popiełuszce, zaczęła spotykać się z Opozycją Solidarnościową. Chciała ich przekonać, że idee Księdza Jerzego należy kontynuować. Obawiała się bowiem, że GRU radziecki wywiad wykorzysta Kościół Katolicki do walki z Polską. Już wtedy  w 1987 roku wiedziała, że wojna z Sowietami trwa.  Dziś w dyskusji panowie historycy też zauważyli tą wojnę, nazwali ją wojną w umysłach ludzkich. Za późno – nawet stulecia naszej niepodległości nie potrafimy razem świętować. Przegrywamy tą wojnę. Gdy Pan Snejder jedynie jednym słowem wspomniał czas po drugiej wojnie światowej mówiąc, że byliśmy niesuwerenni, zależni od Moskwy, wyobraziłem sobie Marysię jak zabiera głos w tym temacie. Widziałem to. Wysypywała ze swej torebki czarno białe zdjęcia zwłok ludzi pomordowanych na Wyspach Brytyjskich i w Hiszpanii przez terrorystów. Nie byłoby miło. Zwykle jej adwersarze musieli do ubikacji, czasem nawet zdążyli. Tak kochani historycy, to na was spoczywa obowiązek mówienia o generale Wojciechu Jaruzelskim. Uratował nas przed wojną domową, to był fakt, nie trzeba go tworzyć. Może i był niejednoznaczną postacią ale to dzięki niemu na naszych ulicach, nie było scen ze zdjęć Marysi.

Te jej spotkania z Opozycja Solidarnościową nie udawały się. Poradziłem aby zacząć “małą łyżką”. Zaprosiła sześć osób do swojego mieszkania. Trzy panie i trzech panów. Jasiu zrób bigos powiedziała. Dla każdego przygotowała konserwy, towar deficytowy w tamtym czasie. Ja ugotowałem bigos, który był najbardziej niezdrowym bigosem w Układzie Warszawskim. Słonina, na tej słoninie podsmażona w krupczatce pokrojona w kostkę karkówka. Kiszona kapusta odciśnięta i raz odgotowana. Wszystko razem gotowało się do miękkości i zasmażka. Rozgotowana karkówka połączyła się z kapustą i sosem, który można było bez problemu zjeść widelcem, smakowało tak, że  goście lizali talerze, gdy przybyli  podałem wędliny, sałatki – furorę zrobiła “wędzonka krotoszyńska” – była bez kartek. Marysia przedstawiła mnie jako swojego przyszłego męża i zaprosiła wszystkich do salonu. Ja przeprosiłem – powiedziałem, że mnie polityka nie interesuję, garami się zajmę. Nie kleiła się dyskusja – panowie ciągle chodzili na balkon zapalić a panie do kuchni żeby mnie poderwać. Dwie na gotowanie jedna na tańczenie. Przyszła też Majka – nic z tego Jasiu, to też nie zadziała. Dawaj bigos i kończymy. Jak postawie bigos to nie skończy Marysiu, tylko  zaczniemy. Dawaj – nie mądrzyj się – tylko z chlebem podaj. Gdy wszedłem z bigosem do salonu załamałem się, wypili nam  trzy flaszki i za nieśmierdzący bimber się wzięli. Jak Majka coś nie wymyśli będzie prohibicja – wódka była na kartki a w barku została tylko jedna flaszka bimbru. Mieli już nieźle w czubie bo zaczęli  nas obrażać mówiąc, że nie potrafimy historycznie myśleć, popieramy Jaruzelskiego  i jemy przaśne żarcie a nie światowe. Zauważyłem jednak, że bardzo smakuje im ten przaśny bigos. Wszystko co było na stole zniknęło, gdy Majka zobaczyła, że idę po gar żeby dołożyć zaczęła się śmiać. Jasiu patrz – patrz jak oni jedzą chleb. Nie odrywają jak my tylko gryzą. W Polsce  wielu ludzi Marysiu tak je. Oni nigdy nigdzie nie byli, skąd mają znać maniery? Jasiu ale nasi goście to elita jest – inteligencja. Oni władzę chcą przejąć. I co będą robić jak przejmą? Jeszcze nie wiedzą, na razie chcą przejąć. Światowe żarci im się marzy – ty Jasiu, mamy ostrygi. Na kolację jako afrodyzjak miały być Marysiu. Dawaj, nie będę do kolacji czekać, jak goście światowego jedzenia chcą popróbować. Gdy zaczęliśmy z Majka jeść żywe ostrygi i jednocześnie całować się,  zrobiło się jak ze zdjęciami trupów. Zarzygali nam łazienkę i przedpokój. Patrz ale konserwy wzięli powiedziała Majka gdy wyszli. Posprzątaliśmy rzygowiny, coś mnie tknęło,  barek – nasza ostatnia flaszka bimbru zniknęła. Cytryny też zajebali, usłyszałem krzyk Majki z kuchni. Była wściekła – przytuliłem ją. Marysiu do małż zrobię sos z szalotki. Taki z octem? Tak.  Super ale nie ma szalotki Jasiu. O – patrz jest. To zwykła cebula, tego brązowego cukru też nie ma. Nasypałem cukru do szklanki, kapnąłem magi – o patrz jest. Co mu zrobiłeś? Dodałem lubczyku. Super. Przytuliła się. Czuję, że tobie  lubczyk niepotrzebny – do wyra.Te małże na surowo to rzeczywiście afrodyzjak. Żeby skończyć uchwała była potrzebna. Ciągle się chciało ale sił nie stało i się  kochanie uchwałą przerwało.

Jasiu ten poniedziałek masz wolny? Tak obiecałem przecież – Wiesiek za mnie siedzi. Zgodził się? Powiedziałem, że mam księdza po kolędzie, coś mu nie pasowało bo wie, że ksiądz po naszych  po blokach już chodził ale nic nie pytał. Musi być fajny gość – lubi wypić? Tak, przecież to drzewiarz.  Dlatego fajny, w poniedziałek do PEWEX-u pójdziemy, trzeba odbudować zapasy i dla Wieśka coś kupić.Tak ale jak odbudujemy, trzeba ustanowić część jako  zapasy nienaruszalne i schować w kuchni. Genialne Jasiu a to dalej sterczy – czekaj. Majka wstała wypiła duszkiem swojego niedopitego drinka i mówi. Teraz dam radę. Zrobiła jak powiedziała.

Następnego dnia była niedziela, Było piekielnie zimno i mnóstwo śniegu, na naszym termometrze za oknem  było prawie minus 31  stopni Celsiusza. Poldek choć z bidą ale zapalił, pojechaliśmy do kościoła. Gdy staliśmy na swoim miejscu pod chórem, podszedł do nas ksiądz i dwóch ministrantów. Poprosili do pierwszej ławki – miejsce dla Państwa czeka powiedział ksiądz. Gdy usiedliśmy w ławce dodał, byłoby nam miło, gdyby to było Państwa stałe miejsce. Powiedział to tak, że wszyscy w kościele słyszeli. Zrobił się szmer – pamiętano o ulotkach szkalujących Marysię. Rozpoczęła się msza.Jeden z ministrantów, który prowadził Marysie do ławki był lektorem, miał czytać. Jednak podszedł do Majki, ukłonił się i podał jej czytanie. Majka była zaskoczona ale wstała i zaczęła czytać. Było o Dawidzie, który zabił Filistyna. Zazdrościł mu tego Król Saul. Postanowił zabić Dawida, zabójstwo zlecił swojemu Synowi Jonatanowi. Ten ukochał Dawid i przekonał Ojca aby pozostawić Dawida przy życiu. Czytanie Majki było niezwykłe, kobiety zaczęły płakać, jakiś starszy pan wstał i demonstracyjnie podarł ulotkę szkalującą Marysię. Gdy po mszy wychodziliśmy z kościoła, dużo takich podartych ulotek leżało na posadzce. Było nam głupio, zaczęliśmy zbierać. My zamieciemy powiedzieli ministranci, ksiądz zaraz przyniesie szczotki. Pojawiła się ksiądz, miał i dla siebie szczotkę. Chciałem ją od niego wziąć. Nie – proszę pana, to moja szczotka powiedział, mam wrażenie, że będzie mi jeszcze długo potrzebna. Gdy następnego dnia, ten właśnie ksiądz przyszedł do nas z kolędą, zrobił Marysi niezwykłą niespodziankę. Razem z Księdzem do mieszkania weszli jej Rodzice. Wiedziałem, że to nie będzie zwykła kolęda. Wyszedłem do chłopaków co na klatce stali. Dowiedziałem się, że to ostatnie mieszkanie, byli ciekawi czy się udało, czy Rodzice Marysi pogodzili się z córką. Chodźmy zobaczymy, zaprosiłem chłopaków. Weszliśmy – Majka ściskała się z Rodzicami, ksiądz stał na balkonie i głośno się modlił, miał wyciągnięte do góry ręce i dziękował Bogu, że znowu pokonał szatana. Razem z ministrantami zaintonowaliśmy Kolendę ” Cicha noc”. Dołączył  ksiądz ale  nie zamykał drzwi balkonowych, na zewnątrz też było słychać śpiew. Gdy dokończyliśmy przywitanie i modlitwy, przygrzałem bigos co został po sobotniej imprezie. Nie było dużo ale każdy dostał. No dobra powiedziała Majka gdy na stole zrobiło się pusto. Schowałam dla siebie ale  z takiej okazji. Przyniosła skwarki, które uwielbiała. Pozwalała mi zwykle zjeść tylko kilka, teraz wszyscy wcinali chrupiącą słoninkę z apetytem. Mama Majki zapytała, Janek jak ty to robisz,  że są tak dobre. Nacieram słoninę solą Mamo.  Musiałem jechać do Chorzelowa – jutro pierwsza zmiana. Na pożegnanie zaśpiewali mi “Czarną Madonnę”, bardzo się zdziwiłem – nie tym że taka pieśń na Boże Narodzenie ale  tym, że to moja ulubiona pieśń. Majka całując mnie powiedziała – bez Popiełuszki będzie trudni ale pokonamy zło.

No właśnie – co z tą walką ze złem? Ja myślę, że historycy źle wyznaczyli dozory. Kiedyś będąc w wojsku na zajęciach z taktyki dowodziłem szpicą czołową, za nami szła kompania. Otrzymałem meldunek z czujki,  że przed nami nieprzyjaciel. Rozkazałem zająć stanowiska, wyznaczyłem dozór drzewo, przez lornetkę zlokalizowałem cel, sprawdziłem busolą kąt i wydałem komendę. Dozór drzewo lewo pięć ognia! Popatrzyłem przez lornetkę, cel był trafiony kilkoma pociskami ale stał. Podszedł zastępca dowódcy pułku do spraw liniowych, oficer frontowy. Dozory  źle wyznaczone kapralu, tam jest dużo drzew.

Do historyków więc – kochani, trzeba precyzyjnie wyznaczać dozory, takie gadanie jak teraz, to zbiór bzdur. Tak nie da się pokonać zła.

Dodaj komentarz