W styczniu tego roku napisałem o aborcji. Wpis zakończył się płaczem dziecka. Dziś chcę opisać inne wydarzenie, które też tak się skończyło. Właśnie w styczniu tego roku otrzymałem zapytanie o możliwość naprawy okleiniarki wąskich płaszczyzn, często naprawiam te maszyny. Dzwoniła młoda pani, była zrozpaczona, bo w swoim zakładzie meblowym ma mnóstwo zamówień a płyty musi oklejać u konkurencji. Telefon otrzymałem około południa, właśnie zakończyłem uruchamianie centrum CNC. Nie spodziewałem się, że tak szybko mi się to uda i miałem wolny termin. Wyjechałem natychmiast – chciałem jeszcze wieczorem zobaczyć maszynę, potem do hotelu, żeby się przespać z problemem i rano zrobić. Gdy dojechałem na miejsce było około 19-stej, szefowa czekała. Dziwnie się poczułem gdy ją zobaczyłem. Dałbym sobie głowę uciąć, że już ją gdzieś widziałem. Pani pokazała mi maszynę – Holz- Her, nie ruszy i tyle. Ne przebierałem się w robocze, wziąłem miernik elektryczny, żeby sprawdzić prąd na sterowaniu. Nie ma – szukam, czujnik ciśnienia powietrza. Powietrze jest a czujnik go nie czuje i pokazuje, że nie ma. Złączyłem i zaizolowałem kabelki, które miał łączyć czujnik i okleiniarka działa. Pani była strasznie uradowana. Razem pokleiliśmy płyty które były nacięte, powiedziałem, że bez tego czujnika można pracować. Jak nie ma powietrza maszyna nie ruszy, bo piłka która obcina obrzeże na tyle płyty, nie ustawi się w górnym położeniu. Pani chciała mnie przenocować ale powiedziałem, że mam zarezerwowany hotel. Pani tylko dodała żebym się nie bał, ona ma męża, mąż jest w domu. Wyjaśniłem, że nie mogę teraz zrezygnować z hotelu, bo już nigdy mi nie wynajmą tam pokoju. Dała mi 500 zł i zapytała czy wystarczy – powiedziałem, że za tyle to jeszcze ustawię cyklinę, bo źle zbiera ale to rano, jak będzie operator. Dziewczyna była strasznie zadowolona, ta awaria to był dla niej duży problem. Gdy wsiadałem do samochodu podbiegła i comoknęła mnie w policzek.
Już w hotelu myślałem skąd ją znam – bo to, że ją już kiedyś spotkałem to pewne. W pewnym momencie usłyszałem przejeżdżający pociąg – wiem skąd ją znam! No – właściwie to jej mamę. Zima 1984 rok, reklamacja na bukowe bale w Poznaniu. Wysłał mnie tam dyrektor tartaku w Chorzelowie koło Mielca, gdzie wtedy pracowałam. Powiedział, że reklamacja jest na zaparzenie. Coś mi nie pasowało, pamiętałem to przetarcie. Bieszczadzki buk, ze świeżego zimowego cięcia nie mógł być zaparzony. Gdy dojechałem do Poznania, musiałem zapytać o zakład przerabiający bukowe bale na fryzy. Takie informacje można było uzyskać w sklepie monopolowym. Było przed dziesiątą, wódka od 13-stej ale otwarte. Przede mną stała młoda dziewczyna i pytała o to samo co ja chciałem się dowiedzieć, doprecyzowałem jej pytanie. Za nami stanął jakiś grubas i wyjaśnił, że on jest tam zaopatrzeniowcem i nas zawiezie. Musiał zobaczyć w nas bratnie dusze, bo bez krempacji wziął trzy flaszki i pojechaliśmy. My drzewiarze zawsze się dogadamy, już po kilkuset metrach Żuk zawrócił z piskiem opon – jeszcze dwie flaszki i dwie oranżady. Po co dwie oranżady bierzesz, skarciła mnie Ania, bo tak miała na imię moja nowa znajoma, też drzewiarz i też na reklamację. A jak się jedna stłucze? Jeszcze zupa – nasz kierowca miał odebrać posiłek regeneracyjny dla pracowników. Pomogliśmy mu, ja z termosami i wkładką a Ania przytachała chleb. Gdy żegnałem się z kucharkami poszła prawie cała falaszka, trzeba było kolejny raz do monopolowego ale dali nam 5 wkładek. To była pasztetowa. Gdy wreszcie dotarliśmy na zakład wyła syrena na przerwę. Po zupie do roboty. Zaopatrzeniowiec wiedział po co przyjechaliśmy – kazał poczekać. Zupa była całkiem dobra a pasztetowa to poezja. No a Ania – zresztą, proszę czytać dalej. To właśnie musiała być Mama szefowej – strasznie podobna. Gdy zaopatrzeniowiec przyszedł z kierownikiem składu tarcicy, całowaliśmy się z Anią. Polałem i notatka służbowa. Wszystko gra, to nie nasza tarcica jest zaparzona. Kierownik miał jakieś obiekcje ale kierowca mu wyjaśnił, że jak chce rolować to tych z polonijnej firmy a nie porządnych ludzi. Jak trzymają buka w lecie na “głucho” to niech se teraz go spalą. Napisaliśmy dwie notatki, podbili delegacje i na dworzec. Mieliśmy jechać tym samym pociągiem do Katowic. Postanowiliśmy wziąć sypialny. Nie było – ani sypialnych ani kuszetek. Gdy wjechał pociąg wyglądało, że są tylko stojące miejsca. Przepiękne oczy oczy Ani posmutniały. Chodź powiedziałem – jest wagon pocztowy, tam są przedziały, spróbujemy udać konduktorów, słyszałem że tak jeżdżą. Weszliśmy do wagonu – “drużynka”, powiedziałem do jakiegoś kolejarza, ten nas pozdrowił i zajęliśmy swój przedział. Zaczęliśmy się całować, Dziewczyna bardzo mocno zaczęła się o mnie ocierać. Oboje mieliśmy wycieruchy, więc dodatkowo sprawdziła efekt ocierania ręką. Była zadowolona ale przerwała ocieranie i zaczęła coś liczyć w swoim kalendarzyku. Trzeba prezerwatywę, powiedziała. Nie mam. No to trzeba będzie uważać. Weszło dwóch kolejarzy – przywitali się i o kochaniu należało zapomnieć. Było około północy jak kolejarze wyszli, światło zgaszone, Ania spała przytulona do mnie. Nakryłem ją kurtką i też się przytuliłem. Obudził mnie niesamowity zapach. Przejeżdżaliśmy przez jakąś stację, co chwila latarnie na peronie oświetlały przedział. Zobaczyłam lubrykę koło mojego nosa, taką kredę do pisania po deskach. To lubryka tak pachniała. Ania ją trzymała przy moim nosie a drugą ręką próbowała odpiąć pasek moich spodni. To nie było łatwe, bo mój “mały” też chciał koniecznie zobaczyć co tak pachnie. Pomogłem jej z tym paskiem. Mały wysunął się spod gumki slipek. Zamek i guzik odpięłam, z tym nie mogłam sobie poradzić. Teraz schowam mój pisak, żeby nie był zazdrosny i popiszę twoim. O super – mój jest mniejszy, tylko sobie nie pomyśl, że ja tym po deskach piszę. Najpierw upuszczę trochę, żeby jeszcze bardziej pachniało. Gdy mój pisak zaczął pisać, Ania pomazała sobie nim spodnie. Będą palmy, powiedziałem. Tak ma być, mam drugie. Moja ręka powędrowała w miejsce, gdzie był guzik jej wycieruchów. Był odpięty. Dotknąłem jej majteczek, Zacząłem pieścić jej muszelkę, też zrobiło się mokro. Nie było łatwo nie krzyczeć ale się udało, nikt nie przylazł, że nie dajemy spać. Gdy doprowadziliśmy się do ładu powiedziała, chcę jeszcze ale wsadź mi go. Teraz nie można, coś tam w nim zostało a masz dni płodne. Obciągnę ci. To nie pomoże, zawsze coś zostanie. Wiem – już raz skrobankę miałam. Można było tabletkę wczesnoporonną wziąć. Za późno się kapnęłam. Teraz wiem gdzie był błąd. Obciąganie nie załatwia sprawy – no i co teraz – ja chcę jeszcze. Uklęknąłem przed nią, zsunąłem jej spodnie poniżej kolan, tak żeby mogła porządnie rozchylić uda, majtki zsunąłem na bok i zrobiłem jej dobrze języczkiem. Gdy przestała krzyczeć, powiedziała, chodź – daj go na mój brzuch, przytrzymam ręką. Gdy zsunąłem nieco spodnie, Ania złapała za gumkę moich slipów, ściągnęła je i wzięła do buzi, gdy zacząłem jęczeć przerwała – teraz na brzuch mi się spuść. Dużo spermy poleciało. Ania staranni wytarła wszystko swoimi spodniami i mówi. Lubię ten zapach, podnieca mnie. Spodnie wypiorę dopiero jak przyjedziesz.
Robiło się widno – Katowice, Ania wysiadała. Pomogłem jej z bagażem, sam też przesiadłem się do normalnego wagonu. Miałem jeszcze kawał drogi, przesiadka dopiero w Dębicy. Jeszcze tylko buzi, zadzwoń i koniec…
W normalnym wagonie było zimno, w ubikacji nie było wody. To bardzo pomogło, zapomniałem o amorach. Na dworcu w Dębicy doprowadziłem się do ładu. Ogoliłem się, umyłem porządnie, zmieniłem bieliznę. Czekając na pociąg do Mielca zauważyłem śliczną dziewczynę, sprzedawała w kasie. Nasze oczy spotkały się i coś zaiskrzyło. Dziewczyna wyszła i wtedy zobaczyłem, że jest piękna. Poszła na świetlicę, która była na zewnątrz. Wiedziałem, że będzie wracać. Tak się zaczęło z dziewczyną z okolic Sędziszowa Małopolskiego. O Ani zapomniałem.
To było 34 tata temu, byłem ciekawy jak dziś Ania wygląda, czy mnie pozna? Śniadanie w hotelu o ósmej, do firmy dojechałem przed dziewiątą Szefowa mnie przywitała i kazała się przebrać w jej biurze. Popatrzyłem na drugie biurko pod oknem. To Mamy, pojechała na pomiar. Patrzyłem na szefową, miała ten sam blask w oczach co Ania ale coś było nie tak, widziałem to. Mamy szatnię ale tam jest jeszcze zimno, tu mam elektryczny grzejnik – proszę się mnie nie bać. Gdy zdjąłem ciuchy, zacząłem je składać w kostkę, szefowa wstała wyciągnęła z szafy wieszak i powiesiła wszystko. Używasz Joopa, to ulubiona woda mojej Mamy. Położyła mi rękę na ramieniu i mówi. Przy okleiniarce jest mój Tata, czeka tam na ciebie. Mam na imię Janek, ja jestem Lucyna ale wszyscy mówią do mnie Lucek. Rodzice bo chcieli mieć syna a pracownicy bo z Lucyferem im się kojarzę.
Żeby ustawić cyklinę w okleiniarce, zacząłem od frezów. Było dwie pary, proste i profilowe. Ustawiłem bazy i zacząłem kręcić przy prostych. Wtedy weszła Ania, aż mi śrubokręt wypadł. Jej Mąż poszedł zameldować, że serwisant jest przy okleiniarce, wszystko już działa, poklejone, tylko trochę poustawia. Ania pomachała mi i zaczęła programować piłę panelową. Nie poznała mnie – było mi przykro. Masz śliczną Żonę, powiedziałem. Tak, sam nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Mieliśmy problemy, nie mogliśmy mieć dzieci. Gdy wreszcie urodziła się córka, wszystko się zmieniło, problemy zniknęły. Teraz ona, córka je przechodzi. Nie może zajść w ciąże. Jest in vitro powiedziałem. Tak przeszli cały etap przygotowań, właśnie mieli jechać na zabieg zapłodnienia i klapa. Co? Mamy w rodzinie Księdza, on uważa, że jest za Lucynkę odpowiedzialny. Gdy się urodziła, była bardzo chora, ochrzcił ją w szpitalu i od tego momentu zaczęła przybierać na wadze, przeżyła. Ksiądz uważa, że to jego zasługa. Powiedział jej, że w procesie in vitro zabija się takie dzieci jak ona była, gdy ja ochrzcił. Puściłem próbną płytę z wyłączonymi polerkami. Super zbiera cyklina, nawet polerek nie trzeba, powiedział Mąż Ani. Trzeba – zostawiłem trochę ostrego dla bezpieczeństwa, to właśnie muszą załatwić polerki. Wszystko się da naprawić, Księdza też – dodałem. Ty – a “szafnął” byś pralkę, łożysko poszło. Jak bęben się da rozkręcić, dam radę. Bo widzisz – chrzanić pralkę ale dziś na kolację przyjdą goście, będzie Ksiądz, gdybyś był, może i jego byś naprawił. Spróbuję…
Pralka była w ich domu. Mąż Ani załatwił, że ta mi pomoże, bo bębna sam nie wyciągnę. Powiedział, że Żona da znać jak będzie gotowa – misi naciąć formatek. Gdy wszedłem do biura żeby się przebrać Mąż Ani przytulał Córkę, ta płakała. Będzie dobrze powiedział wychodząc. Gdy się ubrałem i spakowałem piła panelowa ucichła. Mama skończyła, powiedziała Lucynka, jedź za nią – do wieczora Janku. Ania wsiadła do swojego samochodu i ręką dała znak, żebym za nią jechał. Nieźle się namordowałem żeby zaparkować pod jej domem i nie zablokować wjazdu. Po łożysko pojadę z Anią – pomyślałem. Może sobie mnie przypomni.
Gdy wszedłem do przedpokoju przywitała mnie muzyka – Krystyna Giżowska “Nie było Ciebie tyle lat” – stałem jak palant. Wiedziałem, że za chwilę będzie” Najlepiej odejdź” . Na te słowa weszła Ania – przytuliła mnie ale bez ocierania. Zostań – spróbuj pomóc.
Zacząłem odkręcać pokrywę pralki, za chwilę się dowiem, czy bęben się rozkręca i jest możliwa wymiana łożyska. I co, zapytała Ania. Damy radę – to porządny Samsung, bęben się rozkręca, wymienię łożysko. Ty spróbuj namierzyć, tu masz typ i numer pralki. Możesz jechać już, ja sam bęben wyciągnę. Tylko niech ci dadzą komplet z uszczelniaczem i smar, taki biały. Dobra a tu jest moja nocna koszula z majtkami, powieszę ją na widoku, to kar za to, że nie zadzwoniłeś. Reszta jest w pralce. Patrz jakie te majtki są fajne, nawet nie trzeba ich ściągać. Gdy wyszła popatrzyłam na tą jej koszulkę nocną, w bębnie było jeszcze trzy pary majtek. Usiadłem na zamkniętym sedesie, przypomniało mi się, jak już kiedyś naprawiałem pralkę.
Z łożyskiem uwinęliśmy się szybko, trzeba spróbować jak pierze. Ania włożyła nocną koszulkę do pralki – gdzie wsadziłeś majtki co były w bębnie. Są w koszu na bieliznę. Wyjęła, przyłożyła do nosa. Robiłeś sobie dobrze jak wyszłam? Robiłem. To czemu nie wytarłeś go o moje majtki? Pachniesz Joopem ale ja tamten zapach bardziej lubię. Dawaj swoje bokserki – no dawaj, dobra wyjdę. Gdy wyszedłem z łazienki, spodnie miałem założone na goły tyłek, Ania stała przy kuchni. Pamiętasz tą ogórkową w Poznaniu? Pamiętam – ugotujmy taką? Dobra – nastawię kość od karkówki. Specjalnie ją źle otrybowałam, zostawiłam sporo mięsa. Załóż sobie jakieś slipy, bo ci się o zamek w rozporku ptaszek pokaleczy. Gdy wróciłem ze slipami Ania z chochlą stała w przedpokoju. Gdzie tamte wsadziłeś? Do pralki, tamto się wyprało, odwirowało, bęben jest szczelny, pranie masz w misce. Zwariowałeś – wyciągnęła bokserki z pralki, powąchała. Masz szczęście, nie będziesz musiał kolejny raz konia walić ale majtek nie dostaniesz. Jadę po przecier ogórkowy do sklepu, obierz i nastaw kartofle. Obrałem, gdy Ania wróciła mieszałem śmietanę z mąką. Ale odgłosy – miałam nadzieję, że robisz to co ja przed chwilą.
Bulion na kości z karkówki, podprawiony Vegetą smakował tak, że można go było jeść jak zupę ale dodałem przecieru ogórkowego. Gdy wszystko się przegryzło, zagęściłem śmietaną. Przyszła Ania – ty, jak ty to zrobiłeś, że się nie zważyło? Trochę gorącej zupy dodaje przed wlaniem, mieszam, wlewam i mieszam. Spróbuj – nabrałem zupy do chochli, wlałem na swoją łyżkę i podałem Ani. Super! Wyciągnąłem kość, mięso praktycznie odpadło, pokroiłem, wrzuciłem do garnka a kość wyrzuciłem.
Teraz tu poczekaj, będzie niespodzianka, zamknęła mnie w małym pokoju. Słyszałem przez ścianę jak rozkłada kanapę w salonie. Kiepsko – przecież mam Żonę. Weszła do pokoiku – była w tych samych wycieruchach co wtedy w pociągu, ciągle było widać na nich plamy i nie były zapięte. Te spodnie to mój afrodyzjak, jeszcze dziś pachną tobą, naprawdę chciałam je dopiąć ale się nie dało. Wyglądasz super. Widzę, powiedziała – patrzyła na mój rozporek. Ale później sobie to zrobisz – tu poruszała wymownie ręką, teraz zjemy. Do zupy była pasztetowa, jak wtedy. Posmarowaliśmy nią chleb. I co? Moja mina nie pochwalała pasztetowej. Jak wszystko, jak my. Zostają marzenia – pomarzymy Janku, puściła Budkę Suflera
Gdy tak marzyliśmy, ja pomyślałem – czy gdybym wtedy zadzwonił, to spotkałbym Marysię. Ania bardzo ją przypomina, choćby to, że mój zapach ją podnieca ale i sposób bycia. One obie niczego nie owijały w bawełnę. Jednak obie to czas przeszły – chociaż Ania żyje. Zaraz będą goście, zdejmę te spodnie i założę coś normalnego. Zaczęła pakować brudne spodnie do tekturowego pudła. Nie wypierzesz, zapytałem. Te spodnie można wyprać tylko w naszej wspólnej pralce Janku, ty jesteś szczęśliwy w swoim związku ale nie trzeba tracić nadziei. dopóki wieko trumny nie zamknie się nad jednym z nas. Gdy była w sukience podeszła do mnie i mówi. To co było tam wtedy w pociągu, było piękne. Od tego momentu już zawsze robiłam sobie dobrze tak jak ty mi zrobiłeś. Najpierw rozchyliłeś mi uda, potem delikatnie naciskałeś na łechtaczkę przez majteczki, a na końcu wziąłeś ją między palce i delikatnie kręciłeś. Ja wcześniej wsadzałam sobie lubrykę. To kręceni pobudzoną łechtaczką działa do dziś. I ten twój zapach. Gdy dorwałam twoje bokserki dwa razy w samochodzie zrobiłam sobie orgazm. Nigdy cię nie zapomnę.
Wiem, że oboje zanim stworzyliśmy stałe związki, mieliśmy takich przygód kilka. One zapadają w pamięć, są jak afrodyzjak, bardzo pomagają przeżyć coś pięknego, gdy już przychodzi rutyna, a nawet znudzenie. Ktoś kto nie przeżył takich przygód ucieka wtedy w zdradę – my możemy we wspomnienia. Z czasem trzeba wspomóc wyobraźnię, dlatego zabrałam ci bokserki, gdybyś potrzebował coś mojego, wal jak w dym, mnie nie musisz się wstydzić. Zawsze lepiej walić konia, czy robić palcówkę wyobrażając sobie coś z przeszłości, niż zdradzać partnera. Cieszę się, że nie wylądowaliśmy w łóżku, bo widzisz, ja gdybym zobaczyła, gdybym dotknęła, poczuła jego zapach, pewnie bym ci się oparła – o parapet, żebyś mógł wejść od tyłu. Wzięła mnie za rękę i położyła ją na swoim biodrze, poczułem, że nie ma majtek. Dzwonek do drzwi. Mamy szczęście – powiedziała, Mąż w samą porę przyjechał. Muszę mu otworzyć, zamknęłam od wewnątrz, ty złóż kanapę.
Gdy goście zaczęli się schodzić, kazali mi usiąść przy stole, resztę sami w kuchni ogarną. Pomagałem kroić. Gdy Mąż witał gości Ania podeszła do mnie i mówi – powodzenia Janku i nie mówmy nikomu o nas. Powiemy jak się narodzi twój wnuczek Aniu – dobrze? Dobrze – gdybyś wiedział jak bardzo chciałaby cie teraz pocałować. Przytuliła mnie – nie bój się, już mam majtki.
Po godzinie goście wypełnili salon. Usiadłem naprzeciwko Księdza. Ten bardzo szybko zainteresował się moją profesją, szczególnie interesowało go co Niemcy myślą o emigrantach. Musiałem go rozczarować, bo po moim stwierdzeniu, że chyba mają za mało tych emigrantów skoro podkupują nam Ukraińców, Ksiądz musiał przepić. Wcześniej pijąc mocnego Bolsa nie przepijał. Alkohol to nasz wspólny mianownik – pomyślałem. Ania wyczuła mój problem. powiedziała coś do Męża a ten już na głos. Ty Janek pij, zostaniesz – będziesz spał w małym pokoju. Wypiłem i opowiedziałem o dziewczynach, które przez restrykcje w polskim prawie aborcyjnym, na usuwanie ciąży jeżdżą do Niemiec. Pochwaliłem in vitro, które w Polsce jest wręcz modelowe. Tworzy się 6 zarodków, to bardzo uprawdopodabnia, że zapłodnienie się powiedzie i dodatkowo mamy kilka zarodków, które zostaną zamrożone. Para może je wykorzystać lub przekazać do adopcji. Adoptowanie dziecka jako zarodek to mistrzostwo świata jest. Wypiliśmy za to. Ksiądz wypił ale teraz znowu przepił. Coś mu znowu nie podeszła moja wypowiedź. Szedłem za ciosem – słyszałem, że ma być ustawa, że tylko jeden zarodek można będzie zapłodnić. To tak jakby zlikwidować in vitro, jest mała szansa, że z jednym się uda. Ruszy czarny rynek leków hormonalnych na bezpłodność i dopiero wtedy się zacznie mordowanie zarodków. Bo jak jest coś nie tak, to zarodek nie dotrze do macicy i zginie, zginą też jego bracia i siostrzyczki. Ci co będą mieli kasę pojadą za granicę aby skorzystać z in vitro, ci biedniejsi będą kombinować ze specyfikami kupowanymi w internecie. Wiele par nawet nie będzie wiedzieć, że mordują zarodki. My wszyscy zaś, będziemy udawać, że tego nie widzimy?..
Ostatni toast
In vitro to postęp, pozwala mieć dzieci tym, którzy nigdy by ich nie mieli, dodatkowo ratuje się zarodki, które w warunkach naturalnych są skazane na śmierć. Za in vitro proszę Księdza. Wszyscy wstali – wstał też Ksiądz. Ja piję za Lucynkę, żeby zabieg się powiódł. Teraz wypije a potem będę się modlił.
Powiodło się urodził się Syn, właśnie otrzymałem tą radosną wiadomość. Zapłodnienie w szkle, bo tak po Polsku można nazwać in vitro nie gwarantuje sukcesu. W tym przypadku udało się stworzyć jedynie jeden zarodek. Niestety miejsce Synkowi zrobił jego Dziadek. Mąż Ani zmarł nie doczekawszy wnuka. Mamy następce Janku powiedziała Lucynka – posłuchaj jak się drze. Płacz dziecka stał się bardziej wyraźny, telefon musiał być przy nim. Witaj Kolego – i nie daj się, powiedziałem. Teraz w słuchawce było słychać śmiech dziecka i płacz dwóch kobiet.
- Imiona Pań zostały zmienione.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.