Solidarność

 

21 marca 2018


5 października 1986 roku była niedziela, mieliśmy jechać do mojego domu, do Chorzelowa koło Mielca. Poprzedni dzień był męczący, Tancerka spała jak zabita. Wstałem zrobiłem śniadanie, byłem bardzo cicho. Ale obudziła się. Nakroiłem wędlin, serów, jakie jajka mają być zapytałem całując ją. Na miękko, odpowiedziała zdecydowanie. Gotujesz je 6 minut, odpoczniemy szybko w tym czasie. Nie udało się, jaka wyszły na twardo. Ale smakowały. Zauważyłem, że gdy szła do samochodu zaczęła kuleć. Nogi mnie coś bolą, ty Jasiu jedź. Dobrze, że to była niedziela, Chociaż to Warszawa na ulicach pusto. Nie było widać, że nie mam doświadczenia jako kierowca. Ale odezwałem się dopiero w Białobrzegach. Byłaś w Solidarności? Czemu pytasz, ja bym ciebie nie zapytała o to, wiem, że ty nie byłeś. To nic złego być w Solidarności, teraz znowu będzie legalna, powiedziałem.
30 września 1986 roku – W Warszawie Lech Wałęsa poinformował o powstaniu jawnej działalności otwartej struktury kierowniczej Związku Tymczasowego Rady NSZZ „Solidarność”.
Widzisz Jasiu nas ukształtowali nasi dziadkowie, widziałam z jakim szacunkiem traktujesz swoją Babcię. Gdy w 1976 roku tańczyłam z twoim dziadkiem, ten powiedział mi o tobie tak. Młody jeszcze jest, nie wszystko rozumie ale Sanacji nie polubi. Ty też dziecko uciekaj jak sanacja wróci. Najlepiej razem uciekajcie. Bo ona wróci, ja już ją czuję. Miał rację Jasiu twój dziadek. Ja mogłabym uciec, mam paszport, mówię w kilku językach, ale ty nie wyjedziesz. Ja nigdy nie uciekam. Wiem, dlatego zostaniemy tu. Przecież jak przyjdą to będą cię potrzebować, Ty nie jesteś rząd ale to Ty rządzisz . Oni będą mieli swoich co im będą rządzić. Ale przecież lepszych od Ciebie nie znajdą. Oni nie będą szukać lepszych, ważne, żeby dorwać się do rządzenia, a potem jakoś to będzie. Gdzieś już to słyszałem. Romantyzm Jasiu. Pan Tadeusz – zrobić powstanie, ja z Synowcem na czele i jakoś to będzie. Zapamiętałeś? Bo dwóje za to dostałem, uważałem to za głupotę a Pani polonistka za patriotyzm i umiłowanie ojczyzny. Takie umiłowanie doprowadziło do utraty tej Ojczyzny. Dlatego musimy tu zostać, może jeszcze ktoś zostanie i szlag tego nie trafi. Nie wiem kto to powiedział Napoleon, czy któryś z jego generałów, powiedział , że najwięcej ludzi niezastąpionych jest na cmentarzu. Tak, dlatego właśnie jedziemy do Chorzelowa, trzeba pomyśleć o miejscu dla nas. To chyba Cambrone powiedział, mnie Jasiu nie odbiło, wiem, że nie jestem niezastąpiona. Byłam kiedyś w Mielcu, to bardzo fajne miasto. Poszukamy sobie miejsca dla siebie i nie będziemy się wtrącać. Tacy ludzie też są potrzebni. Masz coś na oku, ja Cię znam. Nie Jasiu, ale chciałabym uczyć. Chociażby angielskiego. Tylko angielskiego? Ty wszystkiego możesz uczyć. Tak wszystkiego – a wiesz, będę uczyć wszystkiego. Będę uczyć, jak kochać bliźniego i że nie wolno skarżyć, donosić i ściągać. Ambitne. Widzisz – to większe wyzwanie niż ten VAT na który się tak uparłam, a nikt go nie rozumie ale zobaczysz, wprowadzą VAT, muszą. Ciekawe jak oni się będą nazywać, przecież nie rząd sanacyjny. Żyją jeszcze ci co pamiętają jak spieprzali prze Zaleszczyki. Tylko dudniło na moście. To będzie rząd Solidarnościowy Jasiu. Nie gadaj, e to oni VAT- u nie wprowadzą. Nawet Ty nie dałaś rady przekonać związkowców do VAT –u. To już nie będą związkowcy, te pierdoły są potrzebne do przejęcia władzy. No to oszustwo. Tak – miałeś rację jak mówiłeś moim Rodzicom, że oszustwo zrobi karierę. Słuchaj wielu z nich należało do partii, czemu nie przejęli władzy w wyborach. Bo byli słabi, ci co ustalali kto ma wygrać w wyborach, wpisywali ich na końcu listy. A teraz jak będzie się wybierało. Tak samo, tylko kto inny będzie ustalał listę i tych list będzie więcej. Załamałem się, naprawdę miałem nadzieję, że będzie lepiej. Głowa do góry Jasiu, wprowadzą VAT, urynkowią gospodarkę, wejdziemy do Wspólnoty Europejskiej, będzie dobrze.
Chorzelów – to mój zakład, popatrz ile drewna. W Niedoradzu nie było nawet połowę tego. Zajechałem pod bramę tartaku. Chciałem się pochwalić w jakim zakładzie pracuję. Weszliśmy na portiernię, portier siedział i trzymał nogi w miednicy z wodą. Załamałem się. Bolą pana nogi, puchną, zapytała Tancerka. Nie, odpowiedział portier. Wziąłem klucze od hali. Idź Jasiu otwórz, a ja jeszcze z panem pogadam. Nie wiem co gadali ale żegnał ją tak, jakby Matkę Boską zobaczył. Pokazałem zakład. Gdy weszliśmy na halę przetarcia, zwróciła uwagę, że to naprawdę nowoczesny tartak. Jasiu, tego surowca musi być tak dużo. Tak musi być zapas, technologia przetarcia na pilarkach pionowych ramowych tego wymaga. Nie można tak zrobić, żeby surowca mogło być mniej. Nie, linia pilarek taśmowych, tamta druga linia przerabia indywidualnie kłody. Na tamtą linię zapas nie jest potrzebny. Bardzo ją ta linia zainteresowała. Gillet, francuska linia, Jasiu, ten zakład to przyszłość, uwierz mi. Kilka lat po tej rozmowie wywalono linie pilarek taśmowych, tartak upadł. Miała rację Tancerka, pilarkę taśmową kupił pan który od tej właśnie pilarki stworzył jedno z największych dziś przedsiębiorstw drzewnych w Polsce – Dankros.
Mieszkałem w blokach tartacznych, gdy tam dotarliśmy, odpoczynek. Wiesz Jasiu coś mnie te nogi bolą, muszę zrobić badania. Masz buraki ćwikłowe? Chyba mam ze dwa. Ugotuj tego barszczu, tego czerwonego co w moim domu ugotowałeś. Nie mam kwasu z buraków. Jak to, przecież ostatnio kupiliśmy pięć. To moja mama trzyma, na wesele. O – a ja taką mam ochotę na ten barszcz. Ugotuję – zakwaszę octem. Dobrze, że chociaż ocet jest, ucieszyła się Tancerka. Barszcz wyszedł super, Tancerka zarządziła, że jak będzie nasze wesele, ja doprawiam. I pamiętaj noc poślubna w naszym domku. Wesele miało być w Zaklikowie na „Kopcu”. Tam gdzie się poznaliśmy. Na drugie był schabowy. Zjadła i wylizała talerz. Co ci tak smakuje, zapytałem. Buraczki. No tak był trochę buraczków, zrobiłem do kotleta. Przeraziłem się gdy zaczęła nalewać sobie kolejna michę barszczu. Dam Ci do słoika, kolacja jeszcze będzie. A co będzie? Kaczka i buraczki. Zauważyłem, że buraczki bardzo jej smakują. Gdy jadła dolewkę barszczu poszedłem do sąsiadki i pożyczyłem trzy buraki, tyle miała. W lodówce miałem zamrożoną tuszę królika. Upiekłem na kolację z buraczkami.
Gdy zasiedliśmy do kolacji zdziwiła się, że ta kaczka to jakaś dziwna. Bo to kaczka dziwaczka jest. Teraz razem zarecytowaliśmy bajkę naszego dzieciństwa „Lecz zdębiał obiad podając, bo z kaczki zrobił się zając. W dodatku cały w buraczkach, taka to była dziwaczka”.
Wiesz dziś czuję się jakoś dziwnie, teraz jest lepiej ale nie będziemy ryzykować. Myślę, żeby się nie zabezpieczać, damy radę. Małe to mieszkanie mam. To nic, mam trochę oszczędności kupimy coś w Mielcu. Tu zostaniemy Jasiu. Ten tartak bardzo mi się spodobał, zobaczysz będzie straszne zamieszanie jak sanacja przejmie władzę. Kupimy ten tartak. Ja mam znajomego we Włoszech, on robi drewniane jachty, na pokłady tych jachtów potrzebuje. Planki – powiedziałem, produkowałem takie na stażu w Lipie. Jeden metr sześcienny kosztował 26 tysięcy. Dziesięć razy tyle co normalna tarcica. Tancerka wzięła kalkulator, mój Włoch da więcej, dużo więcej. Dobrze mówię po Włosku, nie orżnie nas. Planki na tej francuskiej pile można robić, powiedziałem Nawet trzeba, ta piła nie blokuje środków na surowiec.
Wstyd się przyznać ale w poniedziałek to ja zaspałem. Gdy się obudziłem Tancerka dojadała resztki królika. Zupę też zabieram, w termos. Dla ciebie zrobię niespodziankę, z jajecznicy. Po śniadaniu zdaliśmy sobie sprawę, że za chwilę się rozstaniemy. Oboje myśleliśmy jak to odwlec. Wreszcie tancerka mówi. Jasiu nie byliśmy wczoraj w kościele, chodź pójdziemy na poranną mszę. Cieszyłem się, że nie kuleje, bałem się jednak zapytać czy jest ok.
Mszę odprawiał Proboszcz, Kazimierz Kaczor. Gdy zakończył dał mi znak, żebym zaszedł do zakrystii. Co on od ciebie chce? Pewnie desek. Razem podeszliśmy pod drzwi zakrystii, ksiądz wyszedł i mówi idźcie na plebanię, Tadzio tam jest, ja zaraz dołączę. Tadzio to Tadeusz Strzała Cechmistrz z Mielca. Weszliśmy na plebanię, Chciałem przedstawić Tancerkę. My się znamy powiedziała. Poznaliśmy się na spotkaniu z władzami Stronnictwa Demokratycznego. Nie polubił mnie tam Pan. Tak pamiętam ale proszę zrozumieć, pani pomysł pozbawi pracy 10 tysięcy ludzi z naszego WSK. To prawda, ale ich dzieci będą miały pracę. Gdy nie będzie VAT- u nikt za parę lat nie będzie miał pracy. Pokłóciliśmy się z panią, to prawda ale dziś o czymś innym chcę pani powiedzieć. Wiem, że jest pani pochodzenia Łemkwskiego, wiem, że pani rodzina ucierpiała podczas Akcji Wisła. Chcę, żeby pani wiedziała, że tam byłem. Byłem jako podchorąży Wojska Polskiego.  mNie wstydzę się tego powiedzieć, bo byłem po Waszej stronie. To bardzo zaważyło na mojej karierze oficera LWP. Zaważyło tak, że dziś grobowce buduję. A co Pani tu robi? Męża szukam. Oj – ja już mam żonę. To nic znalazłam, Jasia. Oooo wyprawimy wam tu ślub, że hej, powiedział swym tubalnym głosem wchodzący właśnie Ksiądz Kaczor. Ślub będzie w Zaklikowie, to blisko. Janek dostarczy zaproszenia. Ja już dziś zapraszam – Pana Panie Strzała z rodziną, dla Księdza coś na miejscu się znajdzie. Strasznie dziękujemy, już dziś się cieszymy na to spotkanie. Naprawdę wyglądali na zadowolonych z zaproszenia. Janek ty wiesz deski – trochę calówek, na rusztowanie. Na rusztowanie to i coś trzydziestki dwójki trzeba dorzucić, powiedziałem. Oj tak tak, takiej szerokiej od podkładów jak ostatnio, powiedział Proboszcz.
Ponad trzy lata od tego spotkania odbył się mój ślub. Ksiądz Kaczor był gościem, Tadeusz Strzała moim Teściem, jego Żona Teściową a jego córka moją Żoną. Tylko Tancerki, nie było. Dziś jak to piszę, to myślę, że może jednak była, a je jej nawet nie poprosiłem do tańca. Przepraszam aniołku, nie grali naszego „Aroud The Clock”
Tancerkę odwiedziłem w następną sobotę, była w szpitalu na Wołowskiej w Warszawie. Załatwiłeś im Jasiu te deski? Tak. Te grube też? Tak, jest ok. A barszcz przywiozłeś? Jest. Na occie? Tak. Jasiu następny zrób na tym kwasie co na wesele. Nie – to jest na wesele powiedziałem. Nie – to było jedyne nie jakie pojawiło się w naszym związku kiedykolwiek. Poryczeliśmy się strasznie, wszyscy, nawet pielęgniarki i lekarz. W końcu mnie wygnali, Tancerka musiała się uspokoić, była osłabiona. Gdy wreszcie mnie wpuścili ponownie. Staraliśmy się nie poruszać drażliwego tematu – wesela. To musiało poczekać. Zapytała o Pana Strzałę. Powiedziałem, że to Cechmistrz z Mielca , pomaga budować kościoły w okolicy. Deski od nas bierze. Zapamiętałam go. Miałam spotkanie z władzami Stronnictwa Demokratycznego. Julek (ochroniarz) sprawdził, że na spotkaniu nie będzie partyjniaków ani solidaruchów. Ucieszył się, wiedział, że nie będzie musiał nikogo przede mną bronić. Wcześniej zdarzało się, że musiał. Wiesz, ja nie lubię jak ktoś nie przyjmuje moich argumentów, tylko wytacza swoje, argumenty siły. Ja potrafię się dostosować do takiej argumentacji i Julek ma robotę. Stronnictwo Demokratyczne to rzemieślnicy. Powiedziałam im, że teraz już nie będą pracować w usługach. Jak wejdzie VAT, będą podstawą gospodarki, będą kooperantami. Ale żeby dostarczać swoje wyroby, trzeba to robić dobrze, tanio i na czas. Inaczej producent poszuka sobie innego dostawcy. I ten właśnie mechanizm dał Europie Zachodniej dobrobyt. Innego sposobu nie ma. Dostałam brawa, tylko Pan Strzała nie klaskał, siedział zamyślony. Ten mechanizm droga pani spowoduje w okresie przejściowym masowe zwolnienia. Pomyślała pani o tym? Tak – dlatego się z wami spotykam. Te zwolnienia są nieuniknione ale trzeba robić tak jak w Europie Zachodniej. Tak jak u nas nie można, bo tak jak u nas jest źle. Oczekuje Pani od nas legitymizacji swojego pomysłu, my jesteśmy zbyt mali, nasza legitymizacja Pani nie pomoże. Wtedy zrozumiałam, że ten człowiek ma rację. Zrozumiałam, że dla legitymizacji tak trudnych reform potrzeba jest ogromna siła. Solidarność, tylko oni mogą to przeprowadzić. Nie spodoba się to partyjniakom, powiedziałem. Ale ich jest garstka, z nimi Papież da sobie radę. To u nas rządzi Wojtyła, zapytałem. Nie Jasiu, ja rządzę, powiedziała Tancerka uśmiechając się. Temat był wyczerpany. Ja jednak chciałem coś dopytać. Powiedziałaś, że nie lubisz spotkań z partyjniakami i solidaruchami, skąd na twoich spotkaniach biorą się solidaruchy. To tacy co akurat teraz są w partii, kiedyś byli w solidarności , jeszcze wcześniej w partii, teraz znowu w partii, chorągiewki. Pan Strzała miał rację, potrzebna jest większa legitymizacja dla tak trudnych reform. Chorągiewki znowu przejdą do Solidarności. Jasiu teraz idź i kup jakąś bajkę , poczytamy, marzyłam zawsze, że będę czytała bajki swoi dzieciom. Nie patrz tak, chcę potrenować. Usiadła do maszyny do pisania a ja poszedłem na miasto. Wola sobota, wiedziałem, że Tancerka musi popracować, polazłem na Dworzec Centralny, w kiosku kupiłem Małego Księcia.

Bajkę, którą czytam co siedem lat. Pierwszy raz to tylko obrazki pooglądałem, gdy miałem 14 lat coś zrozumiałem, gdy miałem 21 lat spodobał mi się ten fragment gdzie Lis uczy Małego Księcia patrzeć na Świat. Sercem trzeba patrzeć, bo serce widzi to czego oczy nie widzą. A to właśnie jest najważniejsze. Moje ósme czytanie Małego Księcia to jeden z najgorszych momentów mojego życia. Zakończyła go praca jako wolontariusz u Bonifratrów w Iwoniczu. Na ścianach ośrodka dla niepełnosprawnych mężczyzn były cytaty Antoino de Saint-Rxupery, autora Małego Księcia. Ja cieszyłem się, że mimo trudności nie zrobiłem jak Mały Książe, nie poszedłem na skróty do mojego aniołka, mojej róży. Mam Żonę, Rodzinę, nie było ich przy mnie, ale ja ich widziałem, widziałem ich sercem.
Gdy wróciłem do szpitala, Tancerka kończyła pisanie. Zobaczyła co kupiłem i mówi, „Lokomotywę” poczytamy. Małego Księcia czytam ciągle, patrz jaki zniszczony. Weź Jasiu ode mnie tą książkę ja wezmę Twoją. Wszyscy patrzyli jak wymieniamy się książkami, pierwsza ryczeć zaczęła salowa a potem reszta. My nie, byliśmy dziwnie radośni. Wtedy ciągle pracowałem na drugich zmianach, mogłem zostać na całą niedzielę z moja Tancerką. Nie było z nią wtedy jeszcze tak źle. Następnego dnia w niedzielę właśnie rozmawialiśmy o Sanacji. Opiszę to następnym wpisie.

Dodaj komentarz