Lasy Janowskie – wielki obszar leśny położony w północnej części Kotliny Sandomierskiej, na pograniczu województw: lubelskiego i podkarpackiego. Stanowi zachodnią część kompleksu leśnego Puszczy Solskiej.
Lasy Janowskie rozciągają się od okolic Borowa nad Wisłą do okolic Biłgoraja, gdzie graniczą z właściwą Puszczą Solską. Położone na Równinie Biłgorajskiej, ciągną się szerokim pasem, równoległym do Doliny Sanu na południu i Wzniesień Urzędowskich na północy. Największymi miastami regionu są Biłgoraj i Janów Lubelski.
Pisałem już wcześniej o tych lasach, to moja Mała Ojczyzna. Jako dziecko mieszkałem na Paramie, Kolonia Łysaków. Moi Rodzice gospodarzyli na 3,5 hektarowym gospodarstwie, gdzie rosło jedynie żyto, kartofle, saladera, tatarka i łubin jako płodozmian. Często pomagałem w gospodarstwie, pasłem krowy, kopałem ziemniaki, bardzo lubiłem żniwa. Stawianie mendli było dla mnie za ciężkie ale stawienie kucek z tatarki lubiłem. Zapytałem kiedyś Babcię, czemu nie siejemy pszenicy? Babcia powiedziała, że na piachu nie urośnie. Zrozumiałem wtedy, dlaczego jesteśmy biedni, zrozumiałem, że jak się czegoś nie zrobi, zawsze tak będzie. Było mi smutno. Zauważyła to Babcia i mówi. Na tym piachu rośnie najlepsza sosna na świecie. Rośnie powoli, jej słoje roczne są bardzo gęste, a gałęzie bardzo cienkie i słabe. Obłamują się w części odziomkowej, gdy sosenka jest mała. Potem gdy urośnie w tej odziomkowej części nie ma sęków, takie gęste drewno bez sęków jest bardzo cenne. Wtedy zdecydowałem, że zostanę technologiem drewna.
W roku 1981 ukończyłem Technikum Drzewne w Zwierzyńcu nad Wieprzem, jeszcze zanim poszedłem do wojska, odbyłem staż w zakładzie drzewnym w Lipie. Był to modelowy tartak, wykorzystywał niezwykłą strukturę sosny Lasów Janowskich. Produkowaliśmy między innymi palnki. Tarcicę na pokłady jachtów. Wymiar przekroju 63×125 mm. słoje były pionowo do płaszczyzny. To nie było proste na pilarkach pionowych ramowych. Trud się jednak bardzo opłacał. Takie planki kosztowały dziesięć razy tyle co tarcica eksportowa. Po odbyciu służby wojskowej pracowałem z w zakładzie drzewnym w Chorzelowie koło Mielca. Tu ziemia jest zdecydowanie lepsza jak w Lasach Janowskich. Sosna miała grubsze gałęzie i te nie obłamały się jak była małym drzewkiem. W części odziomkowej miała więc sęki. Rosła też zdecydowanie szybciej i drewno nie było tak gęste. Zakład był jednak nowoczesny, taki z epoki Gierka, który pożyczył dolary i zmodernizował kraj. Był problem ze spłacaniem tych dolarów. Nasz przemysł nastawiony był na wschód, a tam płacono rublami transferowymi. Pół litra wódki to był 1 dolar. Można więc powiedzieć, że złotówka w tamtym systemie była warta 10 razy mniej jak teraz. Spłacanie kredytów dewizowych w takich warunkach to koszmar. Był też inny problem. Modernizacja jaka się dokonała w latach siedemdziesiątych przerosła nas. To moje zdanie, a opieram je na swoich doświadczeniach z zakładu w Chorzelowie. Pierwsze co zauważyłem, gdy tam zacząłem pracę, to unieruchomiona sortownia kłód. Nawet nie była elektroniczna, specjalny system metalowych kulek pozwalał zaprogramować gdzie kłoda ma spaść. Jednak nawet to było za trudne i zrezygnowano z manipulacji sortownią. Manipulowano wózkami szczękowymi do kłód, a jak te „zajechano”, dokupiono widłowe. Ja to uważałem za kompletną głupotę, rządziła jednak rada pracownicza, więc to co ja uważam, nie miało znaczenia. Żal mi było tylko tych, którzy musieli tak ciężko pracować. Na hali przetarcia, gdzie byłem mistrzem, starałem się żeby wszystko działało. Tu nie było tak źle. Zauważyłem jednak, że nie dokończono inwestycji. Nie zastosowano wielu rozwiązań, które pracę mogły usprawnić, zrobić bezpieczniejszą i bardziej wydajną. Szczególny problem był z tarcicą która spadała z przenośników na poprzeczną sortownię. Należało zastosować sterowane pneumatycznie blokady, które puszczały by deskę, gdy ta się wyrówna. Spadłaby wtedy na przenośnik poprzeczny równo i nie trzeba by jej poprawiać. Nazywało się to prostowanie, to był koszmar. Ten pneumatycznie sterowany system, był zastosowany jedynie przy podawaniu pryzmy na drugi trak. Któregoś dnia dowiedziałem się, że to udogodnienie zostanie zlikwidowane. Był problem z pneumatyką, zamarzała. Wszystko było dobrze jak było minus pięć stopni mrozu, jak było mniej, spuszczano wodę z instalacji ogrzewania, żeby nie porozsadzało rur. No ale jak jest zima, to musi być zimno.
Gdy w 1986 roku spotkałem ponownie Marysie, moja tancerkę, ta pracowała w ministerstwie górnictwa i energetyki, poznałem wielu jej kolegów. Młodych ludzi, często po zagranicznych studiach. Cieszyłem się, że epoka „wicie rozumicie” kończy się. Pamiętam raz popiliśmy z jej znajomymi na dansingu. Było to w sobotę 13 września 1986 roku. Świętowaliśmy uwolnienie w wyniku amnestii (11 wrześnie 1986 rok, ostatnia amnestia w Polsce), młodego chłopaka. Siedział za działalność opozycyjną. Mnie i Majkę zaprosili tak trochę z przekory, nie popieraliśmy opozycji, a trochę z przyczyn finansowych. Restauracja była droga, a my finansowaliśmy zwykle imprezę. Gdy weszliśmy do lokalu, uwolniony opozycjonista brylował przy stole. Mnie przedstawiono jako kaprala stanu wojennego, Majka sama się przedstawiła. Wiem co przeszedłeś, poznałam tamten świat – za psa (pobicie milicjanta), facet zbladł. Ale tu – to jest talerz, nie plater, to jest łyżka, nie wiosło, to jest widelec, nie trójząb, a to jest nóż, nie kosa. Ty możesz siedzieć ze mną przy stole, bo to nie jest sztywny blat i nic ci nie grozi. Tylko nie rób już głupstw, bo tam wrócisz. Opozycjonista ustąpił jej swoje miejsce u szczytu stołu, usiadł na rogu i zamilkł. Chłopaki opili się na smutni i zaczęli narzekać na brak dewiz, na ich projekty. Proponowano im jakieś jugosłowiańskie podróby. Jeden z nich powiedział – nasz przemysł nie potrafi zarabiać dewiz, potrafi je jedynie potrzebować, żeby zarabiać ruble. Rzadko zabierałem głos w towarzystwie tych ludzi, nie chciałem mojej Majce robić obciachu. Teraz jednak postanowiłem powiedzieć, że jest przemysł drzewny, który Arabom za dewizy sprzedaje drewno. Zainteresowało to ich. Zapytali jak oni to drewno odbierają? Statkiem, odpowiedziałem.
Cieszyłem się, że zbudziłem zainteresowanie. Opowiedziałem, że taki Arab dobrze płaci bo tam nie ma drewna. Zamawia tysiące metrów sześciennych tarcicy, w jednym wymiarze przekroju, o różnych długościach. Problemem jest ten jednolity wymiar przekroju. Przykładowo – mamy zamówienie na tarcicę 47x150mm. Z każdej dłużycy można pozyskać 3 takie deski. Chodzi o to, że produkuje się je z kłód o wymiarze 21 – 23cm średnicy w cieńszym końcu. Dłużyca to stożek, więc zwykle można pozyskać tylko jedną taką kłodę. Najlepsza wydajność materiałowa jest wtedy, gdy materiał główny pozyskiwany z kłody zamknie się w kwadracie wpisanym w koiło, jakim jest średnica kłody w cieńszym końcu; 150mm. i 3x47mm. wpisuje się w koło o średnicy 21 cm. Dlatego z każdej dłużycy można pozyskać tylko trzy takie deski 47x150mm. To mało, a trzeba jeszcze brać pod uwagę, że nie wszystkie odpowiadają normie eksportowej. Żeby załadować cały statek, taki drewnowiec, wszystkie zakłady w Polsce produkują taką samą tarcicę, w określonym czasie ładują na wagony i wysyłają do portu. Mówię wam to bo pracuję w jednym z takich tartaków. Ten system bardzo dobrze działa, wkrótce wy przejmiecie ster rządów w Polsce, pamiętajcie o tartakach. Lasy mamy państwowe, tartaki żeby działały w takiej formie jak teraz, też muszą pozostać państwowe.
To moje ostatnie zdanie, nie wzbudziło entuzjazmu. Uśmieszki, a nawet docinki, komuszek od Jaruzelskiego, bibuły nawet nie wąchał – zrobiło mi się przykro. Wtedy włączyła się Majka – czego nie „rozumicie”? Przecież żaden nawet największy tartak, sam nie da rady wyprodukować tarcicy w jednym wymiarze na zlecenie, gdzie potrzebne są tysiące metrów sześciennych, a tylko takie ilości liczą się na światowych giełdach. Wstała i teraz już do całej sali, waląc pięścią w stół – powiedziała. Wam sanacyjna władza się marzy. Ten burdel, żebyście mogli kraść, rabować, oszukiwać – won! Rachunek zapłacimy. Przeprosiła salę skinieniem głowy, usiadła i teraz już spokojnie, powiedziała.
Jasiu – widzisz to co ja, ich też nabrali, jak naszych Rodziców, myślą, że jak odejdą „wicie rozumicie”, to będzie demokracja. Sanacja będzie wy nadęte gryzipiórki! Obiecali wam miejsca w zarządach spółek, daliście się skorumpować. To polityczna korupcja ale powinna być ścigana tak samo jak ta zwykła. To wy powinniście być dojeżdżani w pierdlu, a nie ten biedny chłopak. Chodź Jasiu zatańczymy, fokstrota grają. Gdy orkiestra zobaczyła jak Majka tańczy fokstrota, ten co grał na organach wziął akordeon, zszedł na parkiet i grał chodząc koło nas. Po chwili na parkiecie tańczyliśmy tylko my. Gdy wreszcie pozwolono nam usiąść, przy stoliku nikogo nie było, podszedł kelner, starszy siwy pan, postawił butelkę wina od firmy jak powiedział, zapalił świecę i mówi. Żyje pani dziadek? Nie odpowiedziała Majka. Musiała go pani bardzo kochać – weszła pani w nasz świat. Świat pokolenia, któremu głupcy zmarnowali życie. Walczcie kochani, aby wam się to nie przytrafiło, bo historia lubi się powtarzać.
Dziś gdy słucham Pana Prezydenta Andrzeja Dudy napuszczającego masy na elity, gdy opowiada te głupoty o sędziach, gdy patrzę na korumpowanie nas wyborców przez polityków, którzy wybranym grupom społecznym rozdają pieniądze, przypomina mi się tamten dansing i ostrzeżenie kelnera. Historia lubi się powtarzać.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.