Wigilia 24 grudnia 1986 roku to była środa, to super układ, wystarczyło wzięć kilka dni wolnego i do pracy miałem się stawić dopiero 5 stycznia 1987 roku. W Wigilię w tartaku, gdzie pracowałem, była tylko pierwsza zmiana, pojechałem do Zaklikowa na wieczerzę, a w pierwszy dzień świąt byłem już z Marysią w Warszawie. Ona też przyjechała ze swojego Rodzinnego domu z Zielonej Góry, gdzie tak jak ja spędzała Wigilię ze swoimi Rodzicami. Nie mogliśmy uwierzyć w swoje szczęście – 10 dni i nocy razem – tak jeszcze nie było. Święta opisałem w poprzednim wpisie, czas leciał jednak bardzo szybko, w sobotę wybraliśmy się na spacer, Marysia powiedziała, że będzie surowa zima, to się sprawdziło, zima 1987 roku, to zima stulecia ale koniec roku nie był jeszcze taki zły. Poszliśmy pod Pomnik Chwała Saperom zapalić znicze, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że miejsce to jest dla nas tak ważne. Czułem jednak, że jest ono ważne dla Majki. Zdziwiło nas, bo na płycie desantu stało kilka zniczy, a jakby tego było mało, jakiś facet zapalał kolejny. Podeszliśmy – Jura!? Majka rzuciła się w objęcia jakiegoś faceta. Ten popatrzył na mnie i ucałował ją w policzek, było widać, że miał zamiar w usta. Majka przedstawiła mnie jako swojego przyszłego męża. Wiedziałam, że się jeszcze spotkamy, powiedziała Majka. Szkoda, że teraz stoimy po dwóch stronach barykady, powiedział rusek, bo teraz było to widać i słychać. Służysz w Polsce, zapytała Majka. I ta i nie – odpowiedział. Możecie mówić po rosyjsku, pochwaliłem się znajomością tego języka. Rusek nas objął – nie Janek, my wszyscy jesteśmy Polakami. Chociaż Marysia jest oficerem angielskiej armii, a ja radzieckiej. Ja jestem podoficerem polskiej i na moja komendę – do knajpy, marsz! Spodobała się moja komenda. Popiliśmy na Starym Mieście w Warszawie i do mieszkania Majki maszerowaliśmy Nowym Światem śpiewając “Kalinkę”. Żeby trzymać szyk, trzymaliśmy Majkę pod ręce, która trzeba przyznać najbardziej go łamała. Nasz śpiew nie spodobał się jakimś “patriotom” i postanowili nam naj…ć. Majka natychmiast wytrzeźwiała i dwóch zaczęło krwawić z nosa. Jurek się nie mieszał, powiedział tylko – chodź Janek, odlejemy się, to oni nas napadli, niech się teraz bronią. Ona zaraz jaja im powyrywa, a ja nie mogę na to patrzeć. Musiał to głośno mówić, bo ja pomagałem Majce jak umiałem. Jednak po jego słowach to nasi napastnicy zniknęli w bramie. Odlejemy się w następnej, powiedział Jurek – teraz zaśpiewaliśmy “Marsz I Korpusu”. Już w mieszkaniu poczęstowaliśmy gościa “naszym bimbrem”. Rano jak się tylko obudził zapytał co to było na końcu? Majka chciała polać ale Jurek powiedział, że misi jechać, nie będzie pił. Daliśmy mu flaszkę tego bimbru, Majka tradycyjnie dołożyła konserwy. Jurek zapytał co będziemy robić w Sylwestra? Biała sala – odpowiedzieliśmy zgodnie. Zapraszam na Sylwestra do ZSRR. Nie mam paszportu, powiedziałem. Ja zaprasza, a jak ja zapraszam, to paszport nie jest potrzebny. Zresztą, ta Rosja jest taka wasza, polska znaczy. Mieszkam, w Brzeźnicy. Wiedziałem co to Brzeźnica, Majka na wiecu broniąc elektrowni atomowej w Żarnowcu mówiła, że ruscy trzymają tam głowice jądrowe. Teraz zauważyła, że z wielkim zainteresowaniem słucham tego co rusek mówi. Jasio decyduje, powiedziała. A ty Marysia, chciałabyś pojechać, zapytałem. Z tobą mogę nawet do piekła. Dobrze Jurek, przyjedziemy. W środę rano będzie po was samochód, ja sam nie mogę przyjechać ale w załodze będzie oficer, nie będzie problemów. Po balu odwiozę was, zabiorę żonę i córki, chcę żeby was poznały, nasze dzieci mają szansę dożyć czasów, że będziemy jedno. Wam Jaruzelski zrobił porządek, nam Gorbaczow robi “pieriestrojkę”, wszystkiego pilnuje Jan Paweł II – no i jest Marysia. Marysia jest tu najważniejsza – to powiedzieliśmy razem z Jurkiem.
Przygotowania do balu rozpoczęliśmy od poniedziałku. Marysia wyjaśniła mi, że Nowy Rok w ZSRR to takie nasze Boże Narodzenie. Mają wolne w pierwszy dzień nowego roku i nie jest to związane z polityką, to jedyne takie święto. Inne zawsze czczą jakieś rewolucje, zwycięstwa albo pierwszy maja. Marysia wykonała kilka telefonów i pojechaliśmy do PEWEX-u po prezenty. Przed drzwiami czekał na nas jakiś gość, dał Majce kartkę i poszedł. Na kartce były napisane wymiary rodziny Jurka, całej rodziny. Majka kupiła dwie pary wycieruchów Wrangler, dla Jurka i jego żony, dwie markowe sukienki dla jego córek, dwa koniaki, słodycze i dwie lalki Barbie. Wszystko to zostało pięknie zapakowane, zapach tych prezentów pamiętam do dziś. Nasze mieszkanie pachniało zachodem.
Sylwester – rano dwóch rusków zadzwoniło do naszego mieszkania. oficer przedstawił się i zapytał o bimber co Jurek od nas dostał. Majka polała i powiedziała, że za rok będziemy taki produkować. Rusek oznajmił, że bierze cała produkcję, już dziś może dać zaliczkę w złocie. rozbawił mnie. Marysia wyjaśniła mi, żebym się nie śmiał, nowy rok to okres podejmowania najważniejszych decyzji w ZSRR. Żałowałem, że “wewnętrzną granicę” ZSRR – Borne Sulinowo przekroczyliśmy gdy zapadał zmrok. Chciałem zobaczyć to tajemnicze miasto ale nic nie było widać. Dojechaliśmy do mieszkania Jurka, przywitanie, prezenty – było bardzo miło. Spodnie i sukienki pasowały jakby szyte na miarę – lalki Barbie ucieszyły dziewczynki tak, że nie chciały Majki puścić. Gdy okazało się, że ciocia Marysia mówi po francusku, natychmiast rozpoczęły się korepetycje z tego języka. Rodzice dziewczynek znali tylko angielski. Bal był w Bornym Sulinowie, z Brzeźnicy to było jakieś 30 kilometrów, zawieźli nas żołnierze. Kreacja Marysi zrobiła wrażenie – muszę jednak uczciwie przyznać, że uroda pań zlewała się z urodą Majki, to było dla mnie niezwykłe, zawsze to Majka wzbudzała podziw. Bal miał być w stołówce, myślę, że to była szkoła. Stoły były ustawione w podkowę, wszyscy panowie byli w garniturach, Jurek wyjaśnił mi, że będziemy używać tylko imion. Przyszedł najważniejszy gość, jakiś dowódca, było widać, że jest traktowany z wielkim szacunkiem. Wzrokiem przywołał oficera odpowiedzialnego za organizację balu, ten i jego żołnierze byli w mundurach. Z rozbawieniem patrzyłem jak przy pomocy liczydła i suwaka logarytmicznego coś liczy. Okazało się, że wyznaczył promień koła w jakie mają być ustawione stoły. Dwóch żołnierzy przy pomocy kredy i sznurka wyznaczyło to koło, pozostali zaczęli ustawiać stoły w krąg. Dowódca przywitał się ze mną i podszedł do Majki – witaj Mari. Było widać, że się znają, a ich wspomnienia są straszne. Przytulili się – Majka musiała poprawić makijaż. Teraz była u siebie, weszliśmy na kuchnię, żołnierzom dała przywiezione przez nas swojskie wyroby i wydała polecenie, aby połowę pokroili na stół, a połowę wzięli sobie. Popatrzyła na oficera, ten stuknął obcasami i wyszedł. Wtedy Majka każdego z szeregowców obdarowała kartami do gry, na których były kobiece akty. Zastawiono stół, oprócz naszych wędlin, które po chwili zniknęły była sałatka jarzynowa, którą nazywali “Olivier” i śledzie zwane “Pod pierzynką”, były w nich ziemniaki, buraki ćwikłowe i marchewka. Mnie zaimponował sposób ustawienia butelek z wódka i oranżadą, stały tak równo, że stół chodź skromny, wyglądał niezwykle. W kącie stała choinka – świerk, ozdobiony bombkami w kształcie kolb kukurydzy, miniaturami czołgów i samolotów oraz lampkami. O tych lampkach muszę napisać coś więcej. Były to takie jasne, duże nieregularne gwiazdki. Mnie przypomniały zdjęcie wybuchającej bomby atomowej, które pokazał mi w wojsku major prowadzący punkt nauczania Zet-Po-Pis, (zintegrowany posterunek obserwacji powietrznej i skażeń). Major kończąc zajęcia podsumował tak. To byłoby dobre, jakby Niemcy na lotniach latali. Ty patrzysz, on tam na tym kulochwycie bierze rozbieg, leci, ty widzisz, meldujesz, oni zrozumieli, on ci się tu w te chorągiewki wjebał, ty go napierdalasz, gdzieś ch..u wpadł dowódca mnie zapierdoli:) Ale dziś – jak samoloty latają szybciej jak dźwięk? Ty meldujesz, oni zrozumieli, a on Kijów zbombardował. Pamiętam, że prowadzący zajęcia nie darował majorowi tego Kijowa.
Zanim wznieśliśmy pierwszy toast Majka zaproponowała, aby wszyscy spróbowali naszego samogonu. Była tylko jedna półlitrowa butelka, więc ustalono, że nalejemy 4 szklanki i każdy popróbuje, łącznie z żołnierzami na kuchni. Bimber miał nazwę “Majdan”, etykietę wykonała Marysia. Słowo majdan było napisane na scence rodzajowej przedstawiającej wiejskie targowisko.
Zagrała muzyka, żołnierz puszczał ją z dwóch magnetofonów kasetowych, doskonale dobierał utwory, przy wolnych wyłączał część świateł. I tu też niespodzianka – nie brylowaliśmy z Majką na parkiecie, szczególnie panie tańczyły doskonale. Widać było wręcz ich baletowe przygotowanie. Niezwykłe dla mnie był toast wygłaszane kolejno przez biesiadników. Przyszła i moja kolej – powiedziałem tak. Dziękuję wam za zaproszenie na tego pięknego Sylwestra. My z Marysią już raz obchodziliśmy powitanie nowego roku. U nas 25 grudnia obchodzimy narodziny Jezusa Chrystusa, nie tańczymy, idziemy do kościoła. Tam jest czytana Ewangelia Świętego Jana, mojego Patrona. Ten ewangelista napisał, że na początku było słowo, a słowo ciałem się stało. Jesteście tu, żeby słowo pokój z 9 maja 1945 roku ciągle było ciałem, a nie tylko pustym słowem. Dziękuję wam za ten okrągły stół – siedząc tu z wami zrozumiałem, że gdyby wszystkie stoły na Świcie były okrągłe, to nie wojny kształtowałyby nasz Świat ale słowo, które i tak jest na końcu. Wypijmy za to, aby już zawsze słowo kształtowało Świat, wypijmy za pokój. Wszyscy wstali, wypili i zaśpiewali “Katiusze”. Gdy zakończyliśmy śpiewać Majka w swoim nowym kalendarzu, który jej kupiłem narysowała okrągły stół. Gdy skończyła rysowanie wygłosiła swój toast.
Znacie mnie, wiecie, że znam zachodni świat. Żeby życzenie Jasia spełniło się, przy okrągłym stole muszą usiąść wszyscy, również ci, których każą nam nazywać wrogami. Jeżeli już musi być wróg, jeżeli już musimy z kimś walczyć, to walczmy ze złem. Ono jest i na wschodzie i na zachodzie. Nie muszę wstawać od tego stołu, aby zobaczyć tych co wiedzą, że nie zawsze ze złem można walczyć słowem. Za tych, którzy walczyli ze złem – a teraz już nigdy ich nie zobaczymy. Też wypiliśmy na stojąco. Teraz zaśpiewajmy “Pożegnanie Słowianki”, powiedziała Marysia, abyśmy już nigdy nie musieli śpiewać tej pieśni, idąc na śmiertelny bój. Pieśń kończyła tylko Marysia, większość biesiadników płakała. Gdy usiedliśmy, przytuliła mnie i mówi. Pamiętasz Jasiu jaki śpiewałam ci tą pieśń w Zaklikowie, gdy żegnaliśmy się na 10 lat? Tak ale ty wróciłaś Marysiu. Bliscy tych co płaczą nie wrócili Jasiu, teraz oni… Płakaliśmy razem ze wszystkimi. Prezenter bardzo szybko odbudował nastrój – “Rasputin”.
Gdy zbliżała się północ wygasił część świateł, wszyscy wszystkim składali życzenia. Wiele pań całując mnie robiło to z języczkiem, ich ręka niby przypadkiem dotykała tam. Zrobiło się strasznie miło. Zauważyłem jednak, że panowie moją Marysię całują w policzek, bez przytulania. Oni się mnie Jasiu boją, oni mnie znają, wiedzą o mnie to, czego ty nie chciałbyś wiedzieć. Wiem Marysiu – przytuliłem ją. Żołnierz który podawał do stołu dał Majce klucz. Chodź powiedziała, trzeba dobrze zacząć ten rok. Weszliśmy do pomieszczenia, które przypominało małą wartownię, stały tam składane łóżka, na podłodze leżały materace. Wybraliśmy materace.
Gdy wróciliśmy na salę grał zespól Teach In, teraz z płyty, to taka ich ABBA. Żona Jurka porwała mnie do tańca, Jurek zatańczył z Majką. Dobrze leżą te wycieruchy co mi kupiliście, zapytała. Super, powiedziałem. Działają na twoja wyobraźnię? Działają. I co sobie wyobrażałeś jak patrzyłeś na mnie. Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć. Daj kluczyk – pójdę z mężem a ciebie sobie wyobrażę.
Nie mogliśmy się rozstać, było już widno jak padł cały sprzęt nagłaśniający, nawet Majka nie dała rady naprawić. Pośpiewaliśmy jeszcze i do domu. To jest impreza – powiedziała Marysia, oni tacy są Jasiu.
Mieszkanie Jurka było małe, jednopokojowe, było tylko dwa łózka, dziewczynki spały na jednym a Jurek z żona na drugim. Dziewczynki natychmiast przygarnęły ciocię Marysię, a ja wylądowałem w małżeńskim łóżku z gospodarzami. Muszę przyznać, że wszystkim się to podobało. Rozumiałem dziewczynki, rozumiałem żonę Jurka, która niby to przypadkiem mogła sobie dotknąć w łóżku obcego faceta ale nie rozumiałem co cieszy Jurka. Wyjaśniła mi to Majka. Oni Jasiu czują, że będą musieli stąd wyjść. Zabiorą rakiety, nasi złomiarze zniszczą infrastrukturę, jednak jest coś czego nie mogą zabrać, a jest to ważniejsze niż te ich SS-20. Co? Częstotliwości radiowe, media to potężna broń. Musimy przejąć od nich te częstotliwości. Nie znamy się na radiu, Marysiu. Znamy kogoś kto się zna, Jasiu. Zaczęła mnie całować, a to oznaczało koniec tematu. Dziś wiem o kim mówiła Marysia, częstotliwości przejęło Radio Maryja. Miałaś rację aniołku – radio to potężna broń.
Czwartek i noc z czwartku na piątek nie wychodziliśmy z łóżek. W Piątek rano obudził mnie głośny oddech żony Jurka, pomyślałem, że się kochają. Odwróciłem się do ściany i próbowałem być cicho. Dopiero gdy Majka z dziewczynkami weszła do pokoju podniosłem głowę. Jurka nie było, jego żona powiedziała, że poszedł po samochód, pojedziemy na cmentarz do Wałcza. Dziewczynki przygotowały znicze, bardzo się cieszyły, że odwiedzą pradziadków. Żona Jurka wyjaśniła nam, że w Wałczu jest wojenny cmentarz, leżą tam dziadkowie jej i jej męża.
W 2008 roku z Żoną i Synem Konradem odwiedziliśmy ten cmentarz, zapaliliśmy znicz na grobie wujka Dorotki, Stanisława Sołtysa, który zginął jako Żołnierz Wojsk Polskiego pod Nadarzycami 04.03.1945 roku. Pomodliłem się też za dusze dziadków moich rosyjskich przyjaciół, którzy teraz nie mogą odwiedzić grobów swoich bliskich.
Pamiętam że wtedy 2 stycznia 1987 roku, zanim pojechaliśmy do Wałcza, odwiedziliśmy cmentarz w Bornym Sulinowie, zdziwiłem się, że jest taki duży, były tam też groby dzieci. Służba w naszym wojsku jest ciężka, a my mamy zwyczaj chować naszych zmarłych tam gdzie zginęli, powiedział Jurek.
Warszawa przywitała nas śniegiem i mrozem, mieszkanie Majki miało trzy pokoje, każdy miał swoje łózko. Dziewczynki zaprzyjaźniły się z chłopakami sąsiadów, Majka była bardzo szczęśliwa, gdy dzieci zdecydowały się rozmawiać po angielsku. Marysia uczyła tego języka swoich sąsiadów.
Ani ja ani nasi goście nie znali zachodniego świata. Majka postanowiła nam go pokazać. Zaprosiła nas do Hotelu Forum. Najwyższego obok Pałacu Kultury budynku w tamtym czasie. Ceny dla Polaka były szokujące ale dla zachodnich turystów, czy Majki nie było drogo. Gdy zobaczyłem wnętrza byłem w szoku. Jurek i jego żona też mieli wybałuszone gały. Majka powiedziała, że tak buduje się na zachodzie, tu nic nie robili Polacy, piętro, a jest ich 32 powstawało w tydzień. Majka nie byłaby sobą jakby nie zaciągnęła mnie do pokoju, gdy nasi goście ucztowali w restauracji, my “odpoczywaliśmy” w apartamencie. Po odpoczynku zwróciłem uwagę na okna, wydały mi się małe. Nasi architekci Jasiu też kiedyś zrozumieją, że energia jest droga i trzeba ją oszczędzać. Zmieniliśmy się, teraz my pilnowaliśmy dziewczynek, pokój poszli obejrzeć Jurek i jego żona. Wreszcie byli sami, zeszło im do wieczora, jakieś trzy godziny ale dziewczynki nie nudziły się. Do naszego stolika przysiedli się Japończycy, ich opowieści tłumaczone przez Majkę, która dopiero uczyła się japońskiego, to było coś niezwykłego. Gdy Marysia zaproponowała deser dla wszystkich – pomyślałem, że zwariowała. Ja jestem w pracy Jasiu, tak trzeba – uwierz mi. Gdy podano lody, kawę i ciasto pojawił się najważniejszy Japończyk z tłumaczem. Zapytał Majkę czym się zajmuje. Powiedziała, że jest elektrykiem. Japończyk powiedział, że mają w Japonii kilka żarówek, których nie potrafią zaświecić. W Polsce takich żarówek jest więcej, powiedziała Marysia. Pani pomoże nam, my pomożemy wan – zapalimy żarówki. Dał Majce wizytówkę, na jej odwrocie coś napisał i powiedział, żeby z tą wizytówką Majka poszła do ich ambasady, na Willową 7. To kontakt Jasiu, ta wizytówka może być warta więcej niż ten hotel. Musiało minąć wiele lat, żebym to zrozumiał.
Wtedy pierwszy raz w życiu jadłem przegrzebki, bardzo mi posmakowały. Zauważył to kucharz, który przygotowywał coś przy naszym stoliku. Pokazał mi jak się robi przegrzebki i dał kilka świeżych muszli Świętego Jakuba. Już w domu otworzyłem muszlę, oczyściłem i usmażyłem na maśle. Dziewczynki były zgodne, wujka przegrzebki smakują lepiej. Była to zasługa Majki, która powiedziała, że tylko chwilę trzeba je smażyć, wtedy nie będą takie gąbczaste jak te w restauracji. Gdy następnego dnia, czyli w sobotę zrobiłem pomidorową, schabowego smażonego na słoninie z ziemniakami i duszoną marchewką, wszyscy stwierdzili, że polskie jedzenie jest lepsze. Majce też smakowało, najbardziej skwarki, które zostawały gdy smażyłem słoninę ale patrzyła na nas z politowaniem. To jest dobre ale nie jest zdrowe – kochani. Powiedziała i położyła sobie kolejnego schabowego na kromę chleba. Tyle jesz, a jesteś szczupła powiedziała z podziwem żona Jurka. Mam patent na odchudzanie. Biegasz? Nie – zaciągam. Znaczy palisz. Nie – zaciągam Jasia do łózka.
Niedziela – wszystko co dobre kiedyś się kończy. Poszliśmy z naszymi gośćmi do kościoła. Dziewczynki dziwiły się, że Marysia taka mądra, a wierzy w zabobony. Wujek Janek mnie przekonał, że to nie jest zabobon, Bóg naprawdę istnieje. My wierzymy, że przyszedł, Izraelici, że jeszcze nie przyszedł, Muzułmanie, że Koran objawił się Mahometowi ale to zawsze jest ten sam Bóg – stwórca.
Opowiedziałem o księdzu podglądaczu i o jego teorii, że dogmaty, niektóre fakty opisane w Biblii są po to, żeby głębokie prawdy filozoficzne wyjaśnić prostym ludziom, bo tylko tak mogą je zrozumieć. Dlatego biblijny opis stworzenia Świata, nie koliduje z jego naukowymi opracowaniami – zakończyłem cytując księdza, który przekonał mnie przed laty, że wiara w Boga jest ważna, bo odróżnia nas od zwierząt, które chodź maja rozum, to malutki.
Dziś wiem, że to nie był przypadek, że spotkaliśmy Jurka przy Pomniku Chwała Saperom, to była walka wywiadów. Przegraliśmy tą walkę. Mnie cieszy, że córki Jurka przyjęły chrzest, żałuję tylko, że nie mogliśmy z Marysią być ich Rodzicami Chrzestnymi, co było pragnieniem dziewczynek.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.